Ostatnim hitem Azji stał się serial "Potomkowie Słońca" wyprodukowany w Korei Południowej. Zdążył podbić serca Chińczyków, Tajlandczyków, sprzedano go na Bliskim Wschodzie, a obecnie odbywa tournee po Paryżu, gdzie Seul promuje 130 lat stosunków z Francją. Telenowela to cześć tzw. hallyu, nowej fali koreańskiej kultury.

Taka promocja to działanie przemyślane na wielu poziomach. Sprzedaje się nie tylko konkretny produkt w postaci serialu czy muzyki (hallyu dotyczy nie tylko TV, ale i muzyki pop tworzonej głównie przez girls- i boysbandy), ale i nowoczesność kraju, który go stworzył. To doskonała szansa na promowanie marek jak Hyundai Tucson w serialu-hicie, pokazywanie wyjątkowej na skalę świata kultury (tradycyjne wioski koreańskie zyskały popularność wśród turystów, gdy rozpoczęto nadawanie seriali osadzonych w czasach dworskich sprzed kilku wieków) i jej obecnych emanacji - festiwal błota w jednym z koreańskich miast, rodzaj lokalnego Woodstock, stwarza szansę do pokazywania, że kosmetyki z regionu znakomicie działają na skórę.

Pole rażenia można dowolnie zwiększać. Produkty hallyu są doskonale skalowalne i po kilku pierwszych latach prób i błędów, rozpoczynają marsz do zwycięstwa. Nad nimi niezauważalnie powiewa południowokoreańska flaga. Raper Psy pobił rekord wszech czasów wyświetleń teledysku na YouTube. Po nim nadeszła moda na "styl Gangnam", czyli szyk i luksus rodem z nowej dzielnicy Seulu. Od kilku tygodni przed wejściem do centrum kulturalnego COEX przy stacji metra Samsung można dosłownie dać się Psy'owi objąć. Jego ręce ułożone w kształt znany z teledysku-rekordzisty można mieć nad głową. Wystarczy tylko stanąć w centrum oddanej przed kilkunastoma dniami rzeźby. A po chwili odwiedzić muzeum kimchi, tradycyjnej kiszonej kapusty znajdujące się kilka kroków od dłoni.

Telenowela, przed którą ostrzega chińskie ministerstwo, przyniosła Korei nawet do jednego, dodatkowego procenta PKB. Kolejne hity będą zatem jeszcze lepiej skrojone do potrzeb odbiorców. Ma być uniwersalne, pomysłowo i z marketingową oprawą. Gwiazdy hallyu nie wzięły się znikąd. Trzeba je było pieczołowicie wykształcić, przepuścić przez system szkolnictwa nazywany przez młodych Koreańczyków egzaminacyjnym piekłem i wreszcie zaprezentować na ekranie. Castingowe sito jest gęste, a dodatkowo środki na promocję chwilowo nieograniczone. Potem będzie można oszczędzać i wymysleć coś nowego. W końcu od poprzedniego roku Seul prześcignął Hongkong pod względem nagromadzenia butików luksusowych marek. Cały świat chce stać się częścią południowokoreańskiego sukcesu. Nowa fala zatacza coraz szersze kręgi. Chociaż Chińczycy twierdzą, że nadmiar hallyu z TV prowadzi do małżeńskich kłótni, odrywa od rzeczywistości i zwiększa frustrację, nie zapowiada się, że te przewidywania zyskają jakiekolwiek zrozumienie.