Powszechnie wiadomo, że koty chodzą własnymi ścieżkami i spadają na cztery łapy. Głęboko w to wierzył jeden z prokuratorów z centralnej Polski. Tę wiarę łączył z przekonaniem, że nie po to ustawodawca zwykle staje w obronie bezdomnych zwierząt, by on mógł próżnować.

Jednak najpierw sprawą bezdomnych kotów zajęli się gminni radni i wójt, potem prokuratorzy i wreszcie sędziowie administracyjni. Ich doświadczenie i wiedza nabyte w trakcie podejmowanych działań mogą być przydatne dla szerszego grona osób urzędowo i zawodowo zaangażowanych w troskę o dobrostan jeszcze nie udomowionych zwierząt, które bywają głodne i tym samym niebezpieczne. Dlatego też o tym piszemy, choć sprawa wydaje się, że jest dość błaha. Wiąże się jednak z działalnością prawotwórczą - mianowicie z treścią uchwał przyjmowanych przez samorządowców gminnych i tych z wyższego szczebla. Chodzi więc o prawo miejscowe. A to już nie byle co.

Przy uchwalaniu, czytaniu czy też stosowaniu aktów prawa lokalnego należy zachować szczególną ostrożność, no i precyzję w jego rozumieniu. Autorzy uchwał czy regulaminów, aby nie narazić się na prokuratorską interwencję i niekorzystne dla nich sądowe orzeczenie administracyjne powinni przede wszystkim poważnie potraktować wykonywane zadanie już na etapie przygotowywania dokumentów. Co to w praktyce oznacza?

Ano na przykład nie warto wprowadzać do uchwał zapisów, które ze względu na swoją ogólnikowość będą trudne czy wręcz niemożliwe w stosowaniu. Tak więc brak konkretnych postanowień w uchwale gminnej może już być powodem uchylenia jej przez sąd administracyjny. Takich skutków można łatwo uniknąć. Nieaktualne będzie wówczas powiedzenie – „Pierwsze koty za płoty".

Warto zapoznać się też z tekstem Mateusza Adamskiego „Dokarmianie bezpańskich kotów trafiło na wokandę" zamieszczonym obok.