Sąd Najwyższy rozpatrywał sprawę Haliny W., matki, która domagała się zadośćuczynienia w związku ze śmiercią jej córki i syna w wypadku samochodowym, do którego doszło w sierpniu 2000 r. na Pomorzu. Wiadomo, że pojazd nie był ubezpieczony, a kierowca, będący pod wpływem alkoholu, zginął na miejscu, tak samo jak dzieci powódki.
Ponieważ nie było polisy, Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny wypłacił niezwłocznie po wypadku powódce odszkodowanie za pogorszenie się jej sytuacji majątkowej, ale w 2014 r. wystąpiła ona o dodatkowe zadośćuczynienie, które do polskiego porządku prawnego wprowadzono w 2008 r. Tego Fundusz już odmówił, powołując się na przedawnienie, i sądy niższych instancji zarzut ten uwzględniły.
Sędzia Sąd Rejonowego w Białogardzie uznał, że musi zastosować zwykłe, trzyletnie przedawnienie, i odmówił powołania biegłego, który na podstawie akt szkodowych mógłby zrekonstruować przebieg wypadku. Sąd Okręgowy w Koszalinie werdykt utrzymał.
– Nie może być tak, że zniszczenie akta śledztwa ma tamować drogę do ustalenia przestępstwa na użytek sprawy o zadośćuczynienie, tym bardziej że podstawowe fakty dotyczące wypadku są znane i bezsporne – argumentowała przed SN pełnomocnik powódki mecenas Agnieszka Madej.
Zupełnie inne stanowisko prezentował mecenas Hubert Makowski, pełnomocnik Funduszu.