Atak został przeprowadzony w piątek wieczorem w pięciu miejscach jednocześnie.
Trzy eksplozje usłyszano w okolicy Stade de France gdzie trwał mecz towarzyski z Niemcami, któremu przyglądał się Francois Hollande. Prezydent został ewakuowany. Policja ocenia, że w zamach samobójczych zginęły tu cztery osoby, trzy z nich to zapewne sami terroryści. Zabezpieczenie imprezy okazało się więc dość skuteczne.
Ale o wiele cięższy jest bilans ataków na kilka restauracji w X i XI dzielnicy Paryża. Jak opowiadają w sobotę rano świadkowie, napastnicy podjeżdżali czarnym renault clio i strzelali z karabinów maszynowych do siedzących na tarasach restauracji "La Belle Equipe", "Le Petit Cambodge" czy "Le Carillon". Tylko w tej pierwszej zginęło przynajmniej 18 osób. Liczba ofiar może być jednak znacznie większa bo w szpitalach stolicy przebywa setki osób, z czego co najmniej 83 w stanie bardzo ciężkim.
Ale prawdziwym horrorem zakończył się atak na klub Bataclan, niedaleko bulwaru Woltera we wschodniej części francuskiej metropolii. Tu około półtora tysiąca osób przyglądało się koncertowi rocka. Do sali bez przeszkód wdarło się czterech napastników o "bliskowschodnich rysach". Nie mieli zakrytych twarzy. Policja mówi na razie o 82 zabitych. Zginęli gdy terroryści zaczęli strzelać długimi seriami z karabinu maszynowego do uciekającego w panice tłumu.
- Wszędzie była krew. Nie widziałem nawet tych, którzy strzelali - mówi łamiącym się głosem Thomas na antenie telewizji France 2.