NATO w obronie Turcji

Sekretarz generalny Jens Stoltenberg zażądał od Rosji, by przestała naruszać „przestrzeń powietrzną sojuszu".

Aktualizacja: 31.01.2016 20:14 Publikacja: 31.01.2016 17:40

NATO w obronie Turcji

Foto: AFP

Szef NATO zareagował w ten sposób na kolejny incydent: rosyjski samolot bombowy wleciał od strony Syrii nad Turcję. W sobotę tureckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wezwało rosyjskiego ambasadora i przekazało mu protest. „Nim doszło do naruszenia (przestrzeni powietrznej), załoga samolotu kilkakrotnie była ostrzegana po rosyjsku i angielsku" – poinformowała Ankara.

Pentagon potwierdził tureckie informacje o rosyjskim samolocie, a Moskwa – rzecz jasna – zaprzeczyła.

24 listopada ubiegłego roku naruszająca przestrzeń powietrzną rosyjska maszyna została zestrzelona przez turecki myśliwiec. Doprowadziło to do „zimnej wojny" między Moskwą a Ankarą: Rosja nałożyła na Turcję sankcje gospodarcze, a rosyjskim turystom polecono nie korzystać z tureckich kurortów.

– Gdyby teraz ponownie doszło do zestrzelenia naszego samolotu, wywołałoby to wojnę w syryjskiej przestrzeni powietrznej – powiedział „Rzeczpospolitej" rosyjski niezależny ekspert wojskowy Aleksander Golc.

„Rosja wierzy, że dla Turcji byłoby ogromnym ryzykiem zestrzelenie kolejnego samolotu i że w tej sytuacji sojusznicy Ankary z NATO wywrą znaczny nacisk na Turcję, by ta nie reagowała (na naruszenia swojej przestrzeni powietrznej)" – powiedział z kolei ekspert CSIS Jeffrey Mankoff gazecie „Christian Science Monitor". Ryzyko zwiększone jest tym, że po listopadowym zestrzeleniu Rosja wzmocniła swoją bazę lotniczą w syryjskiej Latakii kolejnymi samolotami oraz bateriami rakiet przeciwlotniczych S-400. Ich pociski mają prawie 400 km zasięgu, a to pozwala zagrażać samolotom daleko w głębi tureckiego terytorium.

Jednakże sojusz wysłał ostrzeżenie nie do Ankary, lecz do Moskwy. „Rosja powinna zacząć działać odpowiedzialnie. NATO jest w pełni z nią solidarne" – przestrzegł Stoltenberg. Jednocześnie tureckie lotnictwo ogłosiło pomarańczowy alarm oznaczający pełną gotowość do odparcia uderzenia. Szczebel wyżej jest alarm czerwony, który oznacza atak na przeciwnika. Nie wiadomo jednak, czy amerykańskie lotnictwo stacjonujące w południowo-wschodniej Turcji w jakikolwiek sposób zareagowało na te wydarzenia.

– Cała sytuacja jest wynikiem polityki Kremla prowadzonej na Bliskim Wschodzie. Od samego początku operacji w Syrii (od września ubiegłego roku) Rosja działała według zasady: robimy co chcemy, a reszta albo się z nami porozumie, albo nie. Amerykanie i Izrael postanowili się dogadać, by nie narażać życia swoich pilotów. Turcja – nie, albo też Rosja nie chciała takiego porozumienia. Tego nie wiemy. W rezultacie zginęli nasi piloci, a Turcja, która wcześniej była sojusznikiem, stała się wrogiem numer jeden Rosji. No, a teraz Turcja nie ustępuje – mówi Golc.

Prezydent Recep Erdogan przestrzegł, że „Rosja poniesie konsekwencje", jeśli dojdzie do kolejnych naruszeń. Ale też zaproponował spotkanie Władimirowi Putinowi, by „omówić wydarzenia". Propozycja została wyśmiana przez Rosjan. Deputowany z Komisji Spraw Zagranicznych Dumy Leonid Kałasznikow nazwał przywódców Turcji terrorystami z pagonami. „Erdogan w żaden sposób nie może doprosić się spotkania z Putinem, chwyta się wszelkich możliwości" – dodał.

Tymczasem armia syryjskiego prezydenta, wspierana właśnie przez rosyjskie lotnictwo, zbliża się do tureckich granic, rozbijając ugrupowania opozycyjne wspierane przez Ankarę. Według informacji z Iranu turecka artyleria spoza granicy ostrzeliwuje syryjskie wojska, ale to ich nie powstrzymuje. W Genewie ONZ próbuje zaś doprowadzić do rozpoczęcia pokojowych rokowań między opozycją i reżimem z Damaszku. Na razie ustalono, że obie delegacje będą siedziały w osobnych pomieszczeniach i komunikowały się poprzez oenzetowski personel – nie chcą bowiem siąść przy wspólnym stole. Ale nawet takie rozmowy nie mogą się rozpocząć. Opozycja zarzuca przedstawicielom Asada, że nie dopuszcza pomocy humanitarnej do obleganych przez siebie miast.

Opinia

 

prof. Andriej Suzdalcew, politolog z Wyższej Szkoły Ekonomii w Moskwie

Rosyjskie władze już wiedzą, jak mają zareagować w sytuacji, gdyby ponownie doszło do zestrzelenia naszego samolotu. Wtedy, w listopadzie, zestrzelenie naszego bombowca było ciosem w plecy, gdyż w Turcji znajdowało się około 5 tys. naszych turystów. Mieliśmy związane ręce. Nasi obywatele zostali stamtąd już wycofani i Ankara wie, jaka będzie reakcja w przypadku ewentualnego ataku. Tureckie władze mają świadomość tego, że zainstalowaliśmy na terenie Syrii systemy obrony przeciwlotniczej S-400 i mamy całą grupę najnowocześniejszych samolotów bojowych. Gdyby samoloty tureckie znalazły się na terenie Syrii, zostałyby natychmiast zmiażdżone.

Zarówno w Moskwie, jak i Ankarze wiedzą, że NATO nie wstawi się za Turcją. Gdyby tureckie władze miały taką pewność, to działałyby bardziej brutalnie. Nie mają jej i dlatego od kilku miesięcy tureckie lotnictwo nie zbliża się do granic Syrii. —not. ru.sz.

Szef NATO zareagował w ten sposób na kolejny incydent: rosyjski samolot bombowy wleciał od strony Syrii nad Turcję. W sobotę tureckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wezwało rosyjskiego ambasadora i przekazało mu protest. „Nim doszło do naruszenia (przestrzeni powietrznej), załoga samolotu kilkakrotnie była ostrzegana po rosyjsku i angielsku" – poinformowała Ankara.

Pentagon potwierdził tureckie informacje o rosyjskim samolocie, a Moskwa – rzecz jasna – zaprzeczyła.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 793
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790