W styczniu miną dwa lata od powołania Biura Nadzoru Wewnętrznego MSWiA, które przejęło kontrolę nad nieprawidłowościami w służbach mundurowych. Podlega ministrowi i choć działa w strukturach urzędu, to jest poza społeczną kontrolą. Jaki jest plon jego działalności – to najgłębsza tajemnica. Wiadomo za to, że inspektor nadzoru wewnętrznego Andrzej Sprycha, którego biuro liczy 46 pracowników, zarabia więcej niż ministrowie w rządzie.
– Jeżeli jakaś instytucja nie chce informować o swoich działaniach, chociażby w podstawowym statystycznym zakresie: ile spraw podjęła, jaki był ich finał, to oceniam to jako strach przed tym, że ktoś wyciągnie wnioski o jej funkcjonowaniu – mówi dr Krzysztof Izdebski z Fundacji ePaństwo.
„Czapa" nad BSW
Biuro Nadzoru Wewnętrznego to pomysł Mariusza Błaszczaka i Jarosława Zielińskiego, posłów PiS, którzy po wygranych wyborach PiS w 2015 r. zaczęli rządzić w MSWiA. Oficjalnym powodem powołania biura (w styczniu 2018 r.) były skandale z nadużyciami i nieprawidłowościami w Biurze Spraw Wewnętrznych Policji (BSW), które podlega komendantowi głównemu i ma ścigać nieuczciwych policjantów oraz nadużycia w formacji. Dziś wiadomo, że zajmowało się nie tylko tym, ale też np. inwigilacją dziennikarzy czy szefów służb po aferze taśmowej. To policyjne BSW „uszyło" sprawę Zbigniewowi Majowi, kiedy był szefem KGP, posługując się anonimem i odgrzewając rzekome zdarzenie sprzed 13 lat, co doprowadziło do jego dymisji. Nie dostrzegło za to słynnej „infoafery", czyli korupcji przy przetargach informatycznych, której dopuszczał się pracujący w centrali policji Andrzej M. (tę aferę wykryło dopiero CBA).
Teraz Biuro Spraw Wewnętrznych Policji i BSW Straży Granicznej zostały wyłączone z kurateli szefów służb i oddane pod kontrolę inspektora nadzoru wewnętrznego, podległego ministrowi.
Nieoficjalny powód powstania BNW jest nieco inny – ma dbać o to, by polityk nie wszedł na żadną „minę". – Chodzi o to, by wykrywać nadużycia służb, zanim wypłyną na światło dzienne – mówi nam osoba znająca kulisy działania BNW.