Według informacji „Rzeczpospolitej” odwołany został dyrektor departamentu, który w ABW odpowiada za kwestie dotyczące postępowań karnych. Drugim zdymisjonowanym ma być - według tvn24.pl – dyrektor pionu zajmującego się zwalczaniem przestępczości ekonomicznej.

W ubiegłym tygodniu wysłaliśmy pytania do ministra koordynatora służb specjalnych.  - Nie komentujemy - usłyszeliśmy dziś w departamencie komunikacji.

Do samobójczej śmierci 49-latki doszło 23 maja, kiedy funkcjonariusze ABW dokonali zatrzymań w śledztwie dotyczącym wietnamskiej grupy przestępczej, która na wielką skalę handlowała odzieżą, oszukując na podatkach. Kobieta była podejrzana o działanie w tej grupie oraz pranie pieniędzy. Wyskoczyła z okna mieszkania na trzecim piętrze. Upadła na beton, zmarła w szpitalu.

„Rzeczpospolita" 2 czerwca opisała okoliczności zdarzenia mogące wskazywać na tło desperackiego kroku. Z naszych informacji wynika, że Wietnamka poskarżyła się na złe samopoczucie – miała stwierdzić, że zrobiło jej się słabo. Agenci podali jej więc szklankę wody i prawdopodobnie to oni otworzyli okno, żeby mogła zaczerpnąć powietrza.

Według naszych informacji złe samopoczucie kobieta zgłosiła chwilę po tym, kiedy przeszukujący mieszkanie funkcjonariusze znaleźli dokumenty dotyczące tajnej skrytki bankowej należącej do 49-latki. Jak później się okazało, w tej właśnie skrytce znajdowało się 2,1 mln zł.

– To może wskazywać, że kobieta obawiała się nie tyle śledztwa i zarzutów, co kwestii rozliczeń, i dociekań ze strony grupy przestępczej o pokaźną sumę w skrytce założonej tylko na jej nazwisko – sugerował nasz rozmówca z wymiaru sprawiedliwości.

Prokuratura wszczęła odrębne śledztwo, w którym bada czy agenci ABW dopełnili procedur obowiązujących podczas zatrzymań osób podejrzanych. Już ze wstępnych ustaleń wynika, że mogli je zaniedbać – bo nie upilnowali Wietnamki, skoro udało jej się dostać do okna i wyskoczyć. Tym bardziej, że cały czas miała ręce skute kajdankami.

- Wygląda na to, że agenci kierowani „ludzkim odruchem” przejęli się złym samopoczuciem podejrzanej, ale zapomnieli o procedurach. W żadnym razie nie powinni jej spuszczać z oka, i nie pozwolić na desperacki krok – mówi nam jeden z doświadczonych funkcjonariuszy służb.

Inny dodaje: - Śmierć osoby podejrzanej podczas zatrzymania to bardzo poważna sprawa, nigdy nie powinna się wydarzyć. Gdyby przestrzegano procedur, nigdy by nie doszło do nieszczęścia – ocenia nasz rozmówca.

Prokurator wydaje nakaz zatrzymania, ale to na funkcjonariuszach służb spoczywa obowiązek takiego przeprowadzenia działań, by zagwarantować bezpieczeństwo osobie podejrzanej. Agenci mają więc obowiązek wcześniej dokładnie rozpoznać sytuację, i dokonać zatrzymania w takim miejscu, które minimalizuje zagrożenie. Na przykład na ulicy, a nie w mieszkaniu na trzecim piętrze - jak w tym przypadku.

Chociaż trudno porównywać tę sprawę ze śmiercią Barbary Blidy  (tu postawione Wietnamce zarzuty dotyczyły działania w grupie przestępczej i prania pieniędzy) to w obu przypadkach powodem śmierci zatrzymanych mogło być niedochowanie procedur. W przypadku Blidy ABW nie sprawdziło że miała pozwolenie na broń.

Rola 49-letniej Wietnamki w oszustwach podatkowych była znacząca – uważają śledczy. Kobieta była partnerką jednego z szefów gangu.

- Dokonała łącznego zasilenia konta jednej ze spółek kwotą ponad 41 mln dolarów i ponad 6 mln euro. Tak jak pozostali członkowie grupy, kobieta działała w celu osiągnięcia korzyści majątkowej i uczyniła z popełniania przestępstw stałe źródło dochodu – mówiła nam prok. Agnieszka Zabłocka-Konopka, rzecznik Prokuratury Regionalnej w Warszawie, która wraz z białostocką delegaturą ABW rozpracowała azjatycką szajkę.

W polskich realiach sprawa nadużyć jakich miała dopuszczać się szajka jest bez precedensu – transakcje finansowe wietnamskiego gangu opiewały na 5 mld zł, a pieniądze z lewych interesów w kraju wyprowadzano do 60 państw na różnych kontynentach – twierdzą śledczy.

Mechanizm wyglądał następująco: grupa sprowadzała odzież i obuwie m.in. z Azji do Polski. W Wólce Kosowskiej, w chińskim centrum handlowym, towary były sprzedawane, a dokumentację tak „preparowano", by nie płacić podatków. W kraju wyznaczone osoby odbierały gotówkę od wietnamskich i chińskich handlowców. Do banków przynoszono ją workami, i wpłacano na konta spółek należących do podejrzanych. Gang transferował pieniądze do spółek założonych w 60 krajach świata.