Nie takiej reakcji spodziewał się polski rząd, gdy zdecydował o znowelizowaniu w ekspresowym tempie ustawy o Sądzie Najwyższym. Przywraca ona do pracy odesłanych na wcześniejszą emeryturę sędziów SN i pozwala im na orzekanie do czasu zakończenia kadencji. Tym samym bezprzedmiotowa stała się skarga Komisji Europejskiej na te przepisy ustawy o SN i rząd miał nadzieję, że zostanie ona wycofana z Trybunału Sprawiedliwości UE.
Jednak tak się nie stanie. Można to było usłyszeć najpierw w nieformalnych rozmowach, a ostatnio już w oficjalnej wypowiedzi komisarz ds. sprawiedliwości Very Jurowej. Nie podała powodów, ale nieoficjalnie nasi rozmówcy w Brukseli przyznają, że KE po blisko trzech latach sporu o praworządność nie ufa Polsce. I choć pozytywnie ocenia nowelizację ustawy, to nie uważa jej za początek dialogu w sprawie praworządności. TSUE będzie więc procedował normalnie. Najpierw wyda ostateczną decyzję o środkach tymczasowych, a potem — w trybie przyspieszonym — werdykt w sprawie głównej.
Z tego samego powodu unijna Rada nie zamierza rezygnować z procedury na podstawie artykułu 7, która zresztą miała znacznie szerszą podstawę. Chodzi nie tylko o przepisy emerytalne w ustawie o SN, ale wszystkie ustawy sądownicze, które przecież pozostają bez zmian. I o dokonany już w praktyce zamach na niezawisłość sądów.
— Polska dokonała nowelizacji ustawy o SN po tym, jak unijny Trybunał zarządził środki tymczasowe i jasne stało się, że może sprawę przegrać. Nie jest to żaden gest z jej strony — mówi "Rzeczpospolitej" ambasador kraju aktywnie krytykującego stan praworządności w Polsce. I podkreśla, że decyzja o kontynuowaniu procedury z artykułu 7 (najbliższe wysłuchanie odbędzie się 11 grudnia) była oczywista.
— Stan praworządności nie uległ poprawie, komisarz Timmermans poinformuje prawdopodobnie o kolejnych niepokojących zjawiskach — dodaje dyplomata.