To sedno środowej uchwały pełnej izby dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. O taką uchwałę wnosił też prokurator generalny. Czterech spośród dziesięciu sędziów zgłosiło zdanie odrębne. Zgłaszający je sędziowie byli radykalniejsi od większości izby: uznali, że pytanie było zbędne, bo „prerogatywy prezydenta nie podlegają kontroli sądowej”.
Czytaj także: Kolegium SN wzywa rzecznika dyscyplinarnego do akcji ws. nowych sędziów
Uchwałę miano ogłosić o godz. 14.00, ale narada sędziowska przeciągnęła się o trzy kolejne godziny. Mimo to termin podjęcia decyzji przez całą izbę można uznać za rekordowo szybki.
Sprawę, przynajmniej formalnie, wywołało pytanie trzech sędziów nowej Izby Dyscyplinarnej SN (sformułowane w zwykłej sprawie dyscyplinarnej radcy prawnego). Oficjalnie chodzić ma o przecięcie sporu prawnego (w każdym razie w ocenie pytających sędziów), dotyczącego prawidłowości mianowania nowych sędziów SN. Zagadnienie stanęło przed siedmioosobowym składem tej Izby, który jednak postanowił w zeszły piątek skierować tę kwestię do całego rozstrzygnięcia całej Izby, ze względu na to, że budzi ona wątpliwości w sporze publicznym, na co składają się rozbieżne wypowiedzi prawników i sądów, na dodatek ma ona znaczenie dla podsądnych: czy ich sprawy są rozpoznawane przez sąd obsadzony zgodnie z przepisami. 8 dni od rozprawy przed składem zwykłym, przez siedmioosobowy, aż do pełnej izby, to prawdopodobnie rekord pośród sądów najwyższych na świecie.
Jedna z badanych wątpliwości dotyczy legalności i umocowania sędziów SN wytypowanych prezydentowi przez wybraną na nowych zasadach Krajową Radę Sądownictwa. Chodzi tu o piętnastu sędziów, członków KRS wybieranych obecnie przez Sejm - stąd zarzuty, że są to nominacje polityczne, co rzutować ma na całą KRS, a pośrednio na wskazywanych przez nią prezydentowi kandydatów na sędziów.