Sędziowie nie chcą zdjęć

Na internetowych stronach sądów można znaleźć przeważnie różne ujęcia sal i budynków.

Aktualizacja: 10.08.2019 18:23 Publikacja: 10.08.2019 10:13

Sędziowie nie chcą zdjęć

Foto: Fotorzepa / Jerzy Dudek

Bodaj dziesięć lat temu jeden z sądów rejonowych w Katowicach rozpoznawał sprawę o zapłatę. Wydawać by się mogło zwykłą, standardową, jakich przed sądami miliony. Okazało się, że dla jednej ze stron procesu to sprawa niezwykle istotna, ważna, po prostu „być albo nie być".

Aby wzmocnić swoją pozycję procesową, strona poinformowała lokalne media o krzywdzie, jaka może zostać jej wyrządzona. Nie były szczególnie zainteresowane, również uznały sprawę za typową.

Czytaj też:

Wizerunek sądów wśród społeczeństwa

Czy sędzia może być jak trefniś?

Strategia ma pomóc poprawić wizerunek sądów

Wśród szaleńca i pająka

Trwały jednak wakacje. Sprawą (i rozprawą) zainteresowała się lokalna redakcja wysokonakładowego, bogato ilustrowanego dziennika i opisała ją wystarczająco dla specyfiki periodyku krzykliwie, skrótowo i bez oddania istoty. Wysłuchała tylko jednej, skrzywdzonej strony. Zabrakło głosu sądu.

Nie to było najgorsze. Artykuł zilustrowano zrobionym ukradkiem zdjęciem sędziego wchodzącego do sali rozpraw. Nie było to zdjęcie, którym sfotografowany chciałby się pochwalić czy wylegitymować. Zobaczyliśmy je potem na stronach lokalnych, pomiędzy tytułami „Szaleniec poćwiartował troje dzieci piłą maszynową" i „Pająk morderca grasuje w Bytomiu". Tytułom towarzyszyła oczywiście właściwa dla tego rodzaju newsów typografia: litery zdające się krzyczeć, ociekać krwią i przestraszać. Pomiędzy tym cała sylwetka przedstawiciela trzeciej władzy otwierającego drzwi. Patrząc z oddali, trudno było się zorientować, o co w tym wszystkim chodzi.

Kiedy w 2013 r. obejmowałem stanowisko prezesa Sądu Rejonowego Katowice-Zachód w Katowicach, zaproponowałem sędziom sesję fotograficzną. Chodziło przede wszystkim o uniknięcie opisanych powyżej sytuacji i stworzenie na stronie internetowej sądu zasobu zdjęć, z których mogliby korzystać przedstawiciele mediów. Moim celem było również upublicznienie wizerunków sędziów, aby każdy obywatel mógł spojrzeć w oblicze lokalnej sprawiedliwości. Miałem oczywiście świadomość, że pomysł ten jest kontrowersyjny. W przeprowadzonej wśród sędziów ankiecie dotyczącej akceptacji pomysłu poniosłem sromotną porażkę. Na zdjęcia zgodziło się jedynie 20 proc. orzekających, kilkanaście procent nie miało zdania, a cała reszta była zdecydowanie przeciw. Głównym argumentem było poczucie bezpieczeństwa, ale także chęć zachowania prywatności w lokalnej społeczności. Choć z wyrokiem sędziów się głęboko nie zgadzałem, rozstrzygnięcie zaakceptowałem. Strona internetowa sądu do dziś nie zawiera zdjęć sędziów.

Tylko dzieła architektury

Z ciekawości przejrzałem dzisiaj kilka portali sądów powszechnych. Zaledwie na jednej (sąd rejonowy w okręgu sądu okręgowego w Katowicach) znalazłem fotografię jego prezesa. Pozostałe sądy zamieszczają w internetowych galeriach zdjęcia... budynków i sal rozpraw.

Przeprowadzaliśmy w 2014 r. wraz ze studentami studiów podyplomowych z zakresu projektowania usług ważne badanie. Dotyczyło ono poziomu stresu obywateli w zetknięciu z sądem i sposobów jego minimalizowania. W toku badania ustalone zostało, że obywatel stykający się z sądem czuje (często irracjonalny) lęk, nie wiedząc, czego się spodziewać, co może go czekać. Zapobiegać temu mogą działania służące swego rodzaju „oswajaniu przyszłości" – dokładna, zrozumiała informacja, prowadzenie „za rękę" przez kolejne fazy postępowania, od wniesienia pisma po uprawomocnienie się orzeczenia. Nie bez znaczenia jest prosty język, identyfikacja wizualna czy też utożsamienie sądu z konkretną osobą, a nie anonimową, instytucjonalną machiną (zapewne dlatego, każda przychodnia stomatologiczna epatuje na swych stronach internetowych fotografiami uśmiechniętych dentystów i dentystek).

Nie twierdzę oczywiście, że umieszczenie na portalu sądu zdjęć sędziów rozwiąże wszelkie problemy wymiaru sprawiedliwości czy podniesie zaufanie do sądów na poziom dotychczas nieosiągalny. Nie jest to przecież najważniejsze, gdy wyniki sprawności postępowań są na bardzo niskim poziomie, a efekty kampanii billboardowej pewnej fundacji przyjdzie nam długo z siebie spłukiwać. Chodzi o drobny, pierwszy krok, od którego musi zacząć się wielka podróż.

Autor jest byłym sędzią, członkiem zarządu Fundacji Inpris, Obywatelskim Sędzią Roku 2015

Bodaj dziesięć lat temu jeden z sądów rejonowych w Katowicach rozpoznawał sprawę o zapłatę. Wydawać by się mogło zwykłą, standardową, jakich przed sądami miliony. Okazało się, że dla jednej ze stron procesu to sprawa niezwykle istotna, ważna, po prostu „być albo nie być".

Aby wzmocnić swoją pozycję procesową, strona poinformowała lokalne media o krzywdzie, jaka może zostać jej wyrządzona. Nie były szczególnie zainteresowane, również uznały sprawę za typową.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem