30 czerwca minął termin ujawniania w internecie oświadczeń majątkowych sędziów. 1 lipca ruszyło niemal ogólnopolskie ich sprawdzanie. Strony internetowe konkretnych sądów notowały rekordowe liczby wejść. W mediach szybko pokazano majątki sędziów, głównie Sądu Najwyższego, Naczelnego Sądu Administracyjnego czy Trybunału Konstytucyjnego. Ciekawość została zaspokojona. Jedna sędzia wpisała do oświadczenia futro z norek, inna biżuterię, a jeszcze inny sędzia zabytkową broń myśliwską. W mało którym oświadczeniu pozostawiono puste rubryki w pozycji „zaciągnięte kredyty", a to świadczy o tym, że wśród sędziów większość odpowiada przekrojowi społeczeństwa.

Obywatel chciał więc sprawdzić konkretne nazwiska. Nie wszystkie mu się udało. Okazuje się, że spora grupa sędziów złożyła oświadczenia majątkowe przed wejściem w życie obowiązku ich ujawniania, czyli przed 6 lipca 2017 r. Taki wariant wybrała niemal połowa sędziów w kraju. Czy to protest środowiska przeciwko ujawnianiu oświadczeń majątkowych czy też chęć ukrycia tego, co posiadają? Żaden z powodów nie jest usprawiedliwieniem. Bo po pierwsze przepisy zostały uchwalone i obowiązują; po drugie niewywiązanie się z obowiązku grozi odpowiedzialnością karną i po trzecie – za rok i tak trzeba będzie wrzucić majątek do sieci.

Nie sądzę, żeby powodem była chęć kombinowania, czyli ukrycia majątku, bo przecież sędziowie w znakomitej większości mają czyste ręce i swoje dobra potrafią udokumentować. W całej tej sprawie przemawia do mnie jednak kwestia bezpieczeństwa zarówno sędziego, jak i jego rodziny, i tej dalszej i bliższej. Że w małych miastach dane o konkretnej nieruchomości są nie do ukrycia. I że stwarza to zagrożenie. Ale przecież jest specjalny tryb dla sędziów, którzy mają obawy i potrafią je uzasadnić by w internecie się nie znaleźć. Decyduje o tym prezes sądu, który chyba najlepiej wie, czy dany sędzia prowadzi duże sprawy karne czy też nie.

Patrząc generalnie, sędziom w większości jawność majątku się nie podoba, choć są też tacy, którzy nie mają nic przeciwko. Nie każdy jednak jest szeryfem. Nawet tym ostatnim zbyt wiele powszechnie dostępnych informacji o nich przeszkadza. Bo np. za sprawą e-wokandy można ustalić, gdzie w danej chwili przebywają. Z jednej strony więc postęp informatyczny, z drugiej strach o życie. Co wybrać? Rozsądek.