Do Sejmu wpłynął rządowy projekt ustawy o działaniach antyterrorystycznych (dalej: projekt), co oznacza de iure, że dokument ma szanse trafić na finalny etap rządowej ścieżki legislacyjnej, a de facto, że lada chwila zostanie uchwalony przez parlament bez dyskusji z kimkolwiek z zewnątrz i wzbogaci system prawa krajowego o nowe przepisy iuris cogentis (powszechnie obowiązujące) bez względu na koszty. Zgadzam się z gospodarzem projektu w osobie urzędującego ministra spraw wewnętrznych i administracji, że nieodzowna jest możliwie szczelna ochrona naszej wspólnej ojczyzny przed terroryzmem, warto jednak przyjrzeć się środkom, jakimi pragnie wzmóc tę ochronę. Z przezorności należy zastrzec, iż nasuwające się uwagi są wyłącznie wyrazem obywatelskiej troski autorki o jakość tworzonych rozwiązań prawnych oraz ich zdatność do osiągnięcia celów godnych aprobaty. Nie zaszkodzi też zasygnalizować braku jednomyślności w ocenie projektu nawet wśród wtajemniczonych, czego wyrazem jest dostępne na stronach internetowych Rządowego Centrum Legislacji pismo ministra datowane na 5 maja 2016 r., nr DP-2-0231-33/2016/WR.
Przechodząc do rzeczy, wypada zatrzymać się na określeniu celu wiodącego obranej koncepcji walki z przejawami terroryzmu. Jak wynika z innej informacji pochodzącej z tego samego źródła, chodzi o „podniesienie efektywności polskiego systemu antyterrorystycznego, a tym samym zwiększenie bezpieczeństwa wszystkich obywateli RP, poprzez: wzmocnienie mechanizmów koordynacji działań; doprecyzowanie zadań poszczególnych służb i organów oraz zasad współpracy między nimi; zapewnienie możliwości skutecznych działań w razie podejrzenia przestępstwa o charakterze terrorystycznym, w tym w zakresie postępowania przygotowawczego; zapewnienie mechanizmów reagowania adekwatnych do rodzaju występujących zagrożeń; dostosowanie przepisów karnych do nowych typów zagrożeń o charakterze terrorystycznym". Niby całość brzmi dziarsko, niemniej już tutaj nie można oprzeć się wrażeniu, że proponuje się zestaw instrumentów nastawionych jedynie na – umownie nazywając – dziejący się terroryzm, z pominięciem stanów i okoliczności sprzyjających temu zjawisku.
Brakuje diagnozy
Zarówno część normatywna, jak i uzasadnienie projektu upewniają, że problemu po prostu nie zdiagnozowano, choć w obydwóch miejscach roi się od konstrukcji stylistycznych sugerujących kierowanie się również racjami prewencyjnymi. Sugestiom tym przeczą, dość zresztą nieporadne, tzw. definicje legalne wyrażeń będących rusztowaniem swoistego aparatu pojęciowego, w którym poszczególne działania antyterrorystyczne bądź kontrterrorystyczne odnosi się do zdarzeń o charakterze terrorystycznym (art. 2 pkt 1 i 2 projektu). Owe zdarzenia definiuje się tymczasem jako sytuacje, co do których istnieje podejrzenie, że powstały na skutek przestępstwa o charakterze terrorystycznym, o którym mowa w art. 115 § 20 k.k., lub zagrożenie zaistnienia takich czynów (art. 2 pkt 6 projektu). Dla porządku przypomnijmy, iż według przywołanego art. 115 § 20 k.k., w wersji po zmianie projektowanym aktem prawnym (art. 28 pkt 1 projektu), przestępstwem o charakterze terrorystycznym byłby czyn zabroniony zagrożony karą pozbawienia wolności, której górna granica wynosi co najmniej trzy lata (dziś sięga ona pięciu lat), popełniony w celu:
1) poważnego zastraszenia wielu osób,
2) zmuszenia organu władzy publicznej Rzeczypospolitej Polskiej lub innego państwa albo organu organizacji międzynarodowej do podjęcia lub zaniechania określonych czynności,