Obecnie szwedzkie banki wpłacają kapitał na fundusz stabilizacyjny, by pokryć wydatki na działania mające wesprzeć je w razie sytuacji kryzysowych. Od 1 lutego banki uiszczą zamiast tego roczną wpłatę, bufor kapitałowy do wykorzystania na wypadek strat. Kiedy w przyszłości bufor kapitałowy zapewni wystarczającą rezerwę dla banków, te oraz firmy inwestycyjne zaczną wnosić opłatę na podstawie oszacowania ryzyka utraty płynności. Dokładny plan zmian przepisów odnoszących się do kryteriów daniny od ryzyka rząd ma przedstawić w późniejszym terminie.
– To ważne, by społeczeństwo robiło wszystko, co w jego mocy, by banki nie bankrutowały – mówił w swoim wystąpieniu poseł socjaldemokracji Börje Vestlund.
I trudnio się z tym nie zgodzić. Historia pokazała, jakie katastrofalne efekty może przynieść niewypłacalność banków. W 1929 r. bankructwo banków spowodowane krachem na giełdzie wywołało wielką depresję lat 30. W 2008 r. amerykański bank inwestycyjny Lehman Brothers ogłosił upadłość, czego skutkiem stał się kryzys finansowy, który rozprzestrzenił się na cały świat i który właściwie jeszcze nie wszędzie wygasł. W pokłosiu dwa duże szwedzkie banki stały na krawędzi upadłości.
Zdaniem szwedzkich ekspertów wobec zjawiska globalizmu i ścisłych powiązań instytucji finansowych kontrola tego, by banki uniknęły problemów z wypłacalnością i umiały postępować w razie kryzysu (np. rekonstruując czy likwidując firmę), powinno być regulowane na szczeblu Unii Europejskiej. Większość banków, które uważa się za szwedzkie ze względu na właścicieli, jest obecna na wielu europejskich rynkach, m.in. w Polsce, zaś w Estonii, na Łotwie i Litwie ponad połowa sektora bankowego znajduje się w rękach Szwedów.
Tutaj z kolei działają instytucje finansowe UE. Jeżeli zatem w krajach członkowskich zapanują podobne przepisy, to banki i firmy finansowe nie będą mogły przenieść swojej działalności do kraju, gdzie legislacja jest im bardziej przychylna. Kolidowałoby to bowiem z zasadą równej konkurencji na rynku UE.