Może zdarzyć się tak, że Patryk Jaki zwycięży w Warszawie, a PiS pokona Koalicję Obywatelską w wyborach do wszystkich sejmików i w większości z nich obejmie samodzielną lub koalicyjną większość. Wówczas moglibyśmy w oczywisty sposób stwierdzić, kto przegrał, a kto wygrał elekcję samorządową. Ale taki scenariusz jest bardzo mało prawdopodobny. O wiele bardziej możliwy jest inny – że w dzień po wyborach wszystkie liczące się partie ogłoszą swój sukces.
Najbardziej bowiem prawdopodobne jest zwycięstwo ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego w większości sejmików, ale już niekoniecznie tak spektakularne, by udało mu się stworzyć w nich większościowe koalicje. Szanse potencjalnych sojuszników PiS są bowiem w tej elekcji bardzo małe – zarówno Kukiz'15, jak i narodowcy czy Partia Wolność będą mieli poważne problemy z przekroczeniem naturalnych progów wyborczych.
Zjednoczone siły opozycji
W o wiele lepszej sytuacji jest Koalicja Obywatelska, czyli połączone siły PO i Nowoczesnej. Ona może liczyć na to, że jej sojusznicy, czyli PSL i SLD, w wielu województwach wprowadzą swoich reprezentantów do sejmików i wraz z ludźmi Schetyny oraz Lubnauer stworzą w nich większościowe rządy.
Efekt końcowy może zatem być następujący: PiS wygra w większości województw, ale władzę w co najmniej ośmiu z nich utrzyma KO z koalicjantami. Kto zatem będzie mógł ogłosić swój sukces? Oczywiście, że zarówno Kaczyński, jak i Schetyna.
Do grona zwycięzców na pewno zapisze się także Władysław Kosiniak-Kamysz, bowiem właśnie jego formacja jest najsilniejsza w tych wyborach i zdobędzie na pewno wyższe poparcie, niż odnotowuje w sondażach partyjnych, publikowanych w mediach. Czyż nie będzie to dobry powód do tego, by wystąpić w roli hegemona, bez którego nie da się rządzić w państwie?