Odessa kojarzy się z piękną architekturą, pełną zaułków i malowniczych uliczek, pod którymi ciągną się tajemnicze korytarze kamieniołomów. To także wielki port – okno rosyjskiego imperium na Morze Czarne – w którym rodziły się i bankrutowały miliardowe interesy. Odessa nieraz padała łupem zdobywców, od białych i czerwonych w okresie wojny domowej po armie III Rzeszy i jej rumuńskiego satelity.
Magia Odessy
Ale to miasto jest przede wszystkim jedynym miejscem na świecie dla niezwykłych mieszkańców – Ukraińców, Rosjan, Żydów, Polaków, słowem, wieloetnicznej mieszanki charakterów. To społeczność znana ze specyficznych relacji międzyludzkich opartych na równie specyficznym kodeksie. Nic dziwnego, że oryginalna była także miejscowa przestępczość, bo bogata metropolia jak magnes przyciągała wszelkiego rodzaju hochsztaplerów i awanturników, a głośne afery kryminalne mieszały się z wielką polityką. Właśnie w takim klimacie rodziły się miejskie legendy Odessy. Do jednej z najbardziej znanych należy historia operacji „Maskarada", uwieczniona we współczesnym rosyjskim serialu „Likwidacja" (2007 r., czarno-biały). A oto fabuła w telegraficznym skrócie. Jest rok 1946, Odessa z trudem podnosi się z wojennej pożogi, ale dzięki charakterystycznemu dla miasta układowi pomiędzy szefem milicji kryminalnej Dawidem Gocmanem a kryminalnym bractwem stan bezpieczeństwa ku obopólnemu zadowoleniu nie wymyka się spod kontroli. W mieście pojawiają się jednak obcy bandyci, którzy, próbując narzucić swój styl prowadzenia interesów, burzą odwieczną równowagę. W tym samym czasie do Odessy przyjeżdża Gieorgij Żukow, aby objąć dowództwo miejscowego okręgu wojskowego. Marszałek jest w niełasce u Stalina, zazdrosnego o jego wojenne talenty, i nowe stanowisko jest formą zesłania. A w mieście zaczynają dominować brutalne porachunki, rabunki pieniędzy i zabójstwa, głównie powracających z frontu żołnierzy. Słowem, chaos i ogólna panika, na które reaguje Żukow. Znany ze swojej brutalności strateg błyskotliwie rozprawia się z bandytyzmem.
Dlaczego akcja nosi kryptonim „Maskarada"? Ponieważ biorą w niej udział oficerowie Smiersza (kontrwywiadu) i wywiadu wojskowego ucharakteryzowani na zamożnych obywateli. Patrole przebierańców chadzają nocami po ulicach Odessy i przy pierwszym podejrzeniu otwierają ogień do napastników. W ten sposób w kilka nocy przeprowadzają planową eksterminację bandyckiego podziemia. Żukow „frontowymi" metodami przywraca długo oczekiwany spokój, a Dawid Gocman, który ich nie pochwala (i ratuje z opresji odeskich kryminalistów), wykorzystuje operację do likwidacji niemieckiej agentury grożącej miastu krwawymi dywersjami. Szkopuł w tym, że nie jest to tylko jedna z legend, bo Odessa wierzy, że operacja naprawdę miała miejsce i odbywała się dokładnie według zarysowanej fabuły. Co jest zatem prawdą, a co fikcją?
Erupcja bandytyzmu
Prawdą jest, że w latach 1945–1947 ZSRR zalał istny potop bandytyzmu. Współcześni socjologowie, szukając historycznych analogii, porównują ówczesne emocje obywateli radzieckich do stanu umysłów ludności jakobińskiej Francji. Oczywiście w obu przypadkach dominującym uczuciem był paniczny strach przed ulicznym terrorem, z tym że w Związku Radzieckim był on wywołany tsunami pospolitej przestępczości. Naukowcy, którzy badali do niedawna tajne materiały zachowane w archiwum państwowym Rosji, obliczyli, że tzw. bytowy (socjalny) bandytyzm, czyli przemoc wywołana skrajnymi warunkami życia, wzrósł o 547 proc. w porównaniu z 1940 r. Ilość grabieży z użyciem broni i zabójstw podniosła się odpowiednio o 300 proc. Skala codziennej przemocy była z pewnością dużo większa, bo w powojennym chaosie migracji i zsyłek milicja celowo zaniżała statystyki przestępczości, podnosząc w ten sposób własną skuteczność.
Zresztą oddajmy głos samym mieszkańcom ZSRR, których skargi do różnych instancji państwowych i partyjnych zachowały się do dziś. Mieszkańcy podmoskiewskiego Podolska alarmowali w liście do dziennika „Prawda": „Bezczelne bandy grabią, zabijają i rozbierają spokojnych obywateli nie tylko nocą, na peryferiach, ale na głównych ulicach. I to w biały dzień. Aktyw partyjny boi się uczestniczyć w popołudniowych zebraniach komitetu rejonowego, bo bandyci czają się pod budynkiem. Ludzie chodzą tylko grupami, bojąc się napadów w drodze z pracy do domów". Z kolei mieszkanka innego podmoskiewskiego miasta – Zagorska (Siergiejew Posad), pisała w liście: „Nie daje się już normalnie żyć. Znajomego, który otrzymał za prace budowlane kilkaset rubli, bandyci nie tylko ograbili i zamordowali, a pocięli na części tak, że głowa leżała kilka ulic od miejsca zbrodni". Mieszkanka centrum przemysłu tekstylnego w Iwanowie skarżyła się: „Wczoraj bandyci napadli w pociągu podmiejskim na cała rodzinę, terroryzując jej członków nożami przystawionymi do gardeł. Boję się, bo pracuję na drugiej zmianie do godz. 22 i wracam do domu przez ciemny bazar, gdzie wczoraj bandyci zaatakowali moją koleżankę. Rozebrali ją i zgwałcili. Wszyscy żyjemy w strachu i wielkim napięciu nerwowym". Jakie były przyczyny tego niebezpiecznego zjawiska?