Szułdrzyński: Chaos wkrada się na zaplecze PiS

Nowe zasady pracy mediów w Sejmie nie przyniosłyby rządzącym korzyści. Za próbę ich wprowadzenia zapłacą bardzo wysoką cenę.

Aktualizacja: 19.12.2016 05:37 Publikacja: 18.12.2016 18:54

Spotkanie marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego z przedstawicielami redakcji w sprawie zasad fun

Spotkanie marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego z przedstawicielami redakcji w sprawie zasad funkcjonowania mediów w parlamencie

Foto: PAP, Tomasz Gzell

Jest dziedzina, w której PiS osiągnął w ostatnim roku mistrzostwo – i wcale nie chodzi o rozdawanie publicznych pieniędzy. Chodzi o niewyciąganie wniosków z własnych błędów i rozpoczynanie batalii, za które przychodzi zapłacić wysoką cenę, w zamian nic nie zyskując.

Najlepszą ilustracją tego zjawiska jest próba ograniczenia mediom możliwości pracy w parlamencie. Marszałek Sejmu Marek Kuchciński od dłuższego czasu forsował nowe rozwiązania. Im więcej szczegółów znano, tym większe budziły opory. I to nie tylko w mediach. Gdy w czwartek, po proteście dziennikarzy przed Sejmem, spotkałem kilku parlamentarzystów PiS, żaden nie chciał bronić nowych rozwiązań. Gdyby to od nich zależało, mówili, drakońskich zmian by nie było.

Nowe regulacje, oprócz komfortu, jakiego zaznałoby w parlamencie kilku partyjnych liderów, nie dałyby PiS korzyści. Już mają za to bardzo poważne konsekwencje. I nawet jeśli dziś partia rządząca zdecyduje się wycofać z tych propozycji – jest to możliwe, jak się dowiadujemy, szczególnie wobec dziennikarzy prasowych – straty wizerunkowe trudno będzie odrobić.

W efekcie PiS przeżywa dziś najgłębszy kryzys w tym roku. Doświadczał bowiem protestów na ulicy, krytyki ze strony opozycji i ostrzału przez media. Pierwszy raz jednak wszystko to z wielką intensywnością dotknęło PiS w jednej chwili. Nawet media sprzyjające rządowi – choć odcięły się od protestu reszty dziennikarzy oraz potępiły „wichrzycieli", którzy protestowali na ulicach – skrytykowały proponowane rozwiązania.

Miarą kryzysu PiS było to, że we czwartek po raz drugi w tej kadencji wspólną konferencję prasową w obronie dostępu mediów do Sejmu zorganizowały Platforma, Nowoczesna, PSL i Kukiz'15. W piątek zaś Nowoczesna wspólnie z PO rozpoczęły okupację sejmowej mównicy.

Równocześnie zaś z awanturami w Sejmie niepokojąco z punktu widzenia PiS zaczęły wyglądać wydarzenia przed parlamentem, gdzie zgromadziło się kilkaset osób protestujących w obronie mediów, ale głównie przeciwko rządom Prawa i Sprawiedliwości.

PiS okazał słabość w piątek, gdy marszałek Sejmu nieracjonalnie musztrował posłów opozycji, co doprowadziło do bezprecedensowego kryzysu parlamentarnego, łącznie z całkowitym zamknięciem na weekend Sejmu przed dziennikarzami i otoczeniem go kordonem policji. PiS okazał słabość, gdy policja zastosowała siłę przeciwko protestującym, by nie zakłócali przejazdu prezesa Jarosława Kaczyńskiego.

Takie zachowania deligitymizują PiS jako tych stojących moralnie wyżej od przeciwników, tych, którzy słuchają Polaków. W sytuacji, gdy partia rządząca odgradza się od protestujących trzema rzędami funkcjonariuszy policji, trudno dalej mówić o wielkim społecznym mandacie do przeprowadzania głębokich zmian czy wsłuchiwaniu się w głos suwerena.

Jak zauważył Łukasz Mężyk w serwisie 300polityka.pl, widok uśmiechniętego Jarosława Kaczyńskiego wyjeżdżającego limuzyną z Sejmu, gdy policja rzuciła na ziemię manifestantów, sprawia, że PiS staje się partią władzy. Nabiera cech, które tak krytykowała u PO. PiS pokonał Platformę, oderwaną od problemów zwykłych Polaków, obiecując inną, lepszą jakość.

Partia Jarosława Kaczyńskiego wygrała wybory, ma demokratyczny mandat i prawowitą większość w Sejmie. Ale to nie oznacza, że może całkowicie ignorować społeczne nastroje. Dwa miesiące temu rządzący musieli zrobić unik w sprawie aborcji, gdy zaskoczyła ich skala czarnego protestu. Zrobili też krok wstecz w sprawie ustawy o zgromadzeniach.

PiS wycofał się również z sowitych nagród, które przyznali sobie marszałkowie Sejmu i Senatu. Ingerował w tej sprawie osobiście Jarosław Kaczyński. Rządzący potrafili się przyznać do błędu. Sęk w tym, że mogli go w ogóle nie popełniać, gdyby potrafili wyciągać wnioski z błędów własnych, ale też z tych popełnionych przez PO. Fakt, że jest inaczej, może sugerować, że na zapleczu prezentującej jedność partii rządzącej panuje narastający chaos.

Jest dziedzina, w której PiS osiągnął w ostatnim roku mistrzostwo – i wcale nie chodzi o rozdawanie publicznych pieniędzy. Chodzi o niewyciąganie wniosków z własnych błędów i rozpoczynanie batalii, za które przychodzi zapłacić wysoką cenę, w zamian nic nie zyskując.

Najlepszą ilustracją tego zjawiska jest próba ograniczenia mediom możliwości pracy w parlamencie. Marszałek Sejmu Marek Kuchciński od dłuższego czasu forsował nowe rozwiązania. Im więcej szczegółów znano, tym większe budziły opory. I to nie tylko w mediach. Gdy w czwartek, po proteście dziennikarzy przed Sejmem, spotkałem kilku parlamentarzystów PiS, żaden nie chciał bronić nowych rozwiązań. Gdyby to od nich zależało, mówili, drakońskich zmian by nie było.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Grzegorz Braun kandydatem Konfederacji w wyborach do PE
Polityka
Spięcie w Sejmie. Wicemarszałek do Bąkiewicza: Proszę opuścić salę
Polityka
„Karczemna kłótnia” w PiS po decyzji o listach. Okupacja drzwi do gabinetu Jarosława Kaczyńskiego
Polityka
Afera zegarkowa w MON. Mariusz Błaszczak: Trzeba wyciągnąć konsekwencje
Polityka
Zmiana prokuratorów od Pegasusa i ogromna presja na sukces