W ostatnią środę Sejm przeprowadził debatę na temat obywatelskiego projektu ustawy o likwidacji obowiązku szczepień. Projekt budzi duże emocje społeczne, ale posłowie przemawiali do niemal pustej sali. Takie obrazki znają wszyscy śledzący obrady Sejmu, jednak miały przejść do historii. Marszałek Marek Kuchciński chciał zwiększyć frekwencję na sali obrad i jeszcze w czerwcu wydawało się, że dopnie swego. Wygląda jednak na to, że skończyło się na zapowiedziach.
Po raz pierwszy o pomyśle marszałka pisaliśmy w listopadzie 2017 roku. Od wielu lat Sejm najczęściej zbierał się na trzydniowe sesje wypadające co dwa tygodnie. W tym samym czasie odbywały się komisje. Marszałek zapowiedział „trójpolówkę": jeden tydzień na obrady plenarne, drugi na komisje, a trzeci na pracę w terenie.
– Marszałek argumentował, że obecny system powoduje absencję zarówno na komisjach, jak i w sali plenarnej – tłumaczyła „Rzeczpospolitej" Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej, która o pomyśle Kuchcińskiego usłyszała na konwencie seniorów. I rzeczywiście w pierwszej połowie 2018 roku rozpisano kalendarz, zgodnie z którym posiedzenia wypadały średnio co trzy tygodnie. Jednak frekwencji na sali obrad to nie poprawiło, bo wciąż w tych samych dniach przewodniczący zwoływali swoje komisje.
Czytaj także: Aktywność Kuchcińskiego niepokoi opozycję
Uzdrowić sytuację miała przedstawiona przez prezydium Sejmu nowelizacja regulaminu izby. Przewidywała, że „posiedzenia komisji odbywają się w dniach, w których nie odbywa się posiedzenie Sejmu", choć dawała oczywiście marszałkowi możliwość wyrażenia zgody na wyjątek od tej reguły.