Przez ostatnie dwa lata Theresa May przeszła wiele. Ale w poniedziałek wieczorem przeżyła chyba najtrudniejsze posiedzenie swojego rządu.
Jak ujawnił bliski torysom „Daily Telegraph", większość jej ministrów opowiedziała się za porzuceniem dość ambitnego planu z Chequers utrzymania współpracy z Unią i zastąpienia go wzorowaną na umowie UE z Kanadą (CETA) strefą wolnego handlu. Czyli twardym brexitem.
Na czele buntu miał stanąć szef brytyjskiej dyplomacji Jeremy Hunt, który publicznie sygnalizował, że „kanadyjskie rozwiązanie" powinno być brane pod uwagę. Poprzednik Hunta i jeden z liderów obozu twardego brexitu Boris Johnson w cotygodniowym poniedziałkowym komentarzu w „Daily Telegraph" napisał, że „porzucenie Chequers" to jedyny sposób, aby zapobiec przejęciu Downing Street przez lidera laburzystów Jeremy'ego Corbyna, człowieka zdaniem Johnsona niezwykle groźnego, m.in. z powodu powiązań z Moskwą.
Kierowany przez Hindusa Shankera Singhama londyński Instytut Spraw Gospodarczych (IEA) opublikował w tym samym momencie raport o dostosowaniu CETA do warunków brexitu.
– Podstawowym atutem wyjścia kraju z Unii jest pełna swoboda prowadzenie polityki handlowej. Plan z Chequers tego nie zapewnia – tłumaczy Singham. Na prezentacji jego raportu byli obecni czołowi zwolennicy twardego brexitu z Partii Konserwatywnej, w tym były negocjator z Brukselą David Davis. Ta frakcja torysów złapała wiatr w żagle, gdy w miniony czwartek w Salzburgu szef Rady Europejskiej Donald Tusk brutalnie oświadczył, że plan z Chequers „nie zadziała". Przynajmniej 80 spośród 316 konserwatywnych deputowanych popiera już „model kanadyjski", co zdecydowanie wystarczy, aby obalić rząd May, który ma większość tylko 10 posłów unionistycznej irlandzkiej partii DUP.