Jan Paweł II walczył o zmianę ustawy dopuszczającej aborcję w Polsce

Ludzkości nie zagraża przerost ludności, ale jej redukcja do roli materiału ludzkiego, którym można dowolnie zarządzać w imię jakiejś ukrytej strategii zysków.

Aktualizacja: 12.11.2016 14:18 Publikacja: 10.11.2016 08:07

Jan Paweł II walczył o zmianę ustawy dopuszczającej aborcję w Polsce

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek

Bez wielkiej przesady można powiedzieć, że uśmiercenie rodziny pociąga za sobą śmierć społeczeństwa oraz eutanazję Kościoła. Z tego właśnie powodu wielkie systemy totalitarne, które w XX wieku doprowadziły do niewyobrażalnego w skutkach ludobójstwa, planowo zwalczały rodziny i Kościoły.

W 1920 roku to właśnie w Związku Radzieckim – jako pierwszym państwie na świecie – została zalegalizowana aborcja. Trzynaście lat później podobne prawo wprowadzone przez reżim Hitlera zaczęło masowo pozbawiać życia niemieckie dzieci. Na dodatek prawo sprzyjające dokonywaniu aborcji służyło Hitlerowi za narzędzie do utrzymywania w niewoli kraje podbite. „Osobiście zastrzelę tego idiotę, który chciałby wprowadzić w życie przepisy zabraniające aborcji na wschodnich terenach okupowanych" – mawiał. Na terenie okupowanej Polski po raz pierwszy w sensie prawnym narzucono pełną dopuszczalność aborcji 9 marca 1943 r.

Po wojnie wiele krajów dobrowolnie przyjęło liberalne prawo aborcyjne: w 1948 r. zrobiła to Japonia, a następnie państwa, w których panował system komunistyczny: Polska, Węgry i Bułgaria w 1956 r., Czechosłowacja – rok później. W krajach zachodnich prawo proaborcyjne rozpowszechniło się w latach 60.: w Wielkiej Brytanii w 1967 r., w USA, Danii i Niemczech w 1973 r., w Szwecji w 1974 r., we Francji rok potem, we Włoszech, Grecji i Luksemburgu w 1978 r. W latach 80. na podobną zmianę w prawie zdecydowały się Holandia, Portugalia i Hiszpania. W 1990 r. aborcję zalegalizowali Belgowie.

Dlaczego nie chronią?

Karol Wojtyła intensywnie walczył o zmianę ustawy dopuszczającej aborcję, która została narzucona Polakom w 1956 r. Podejmował wiele inicjatyw, zwłaszcza w ramach duszpasterstwa służby zdrowia, nad którą sprawował opiekę. W ramach debat i szkoleń Instytutu Rodziny zapraszał do współpracy lekarzy, położne, pielęgniarki i wykładowców medycyny pastoralnej.

„Zawsze interesował się tym, co się dzieje w Polsce – opowiadała jego przyjaciółka i współpracowniczka dr Wanda Półtawska – i zawsze mnie pytał, jak wygląda sprawa aborcji – czy się coś poprawiło, czy dalej liczba dokonanych zabójstw dzieci rośnie. Był o to zawsze zatroskany. A kiedy potem w Polsce udało się zmienić ustawę, ale nie do końca, bo przecież dozwolono zabijać dzieci chore, zdenerwował się i powiedział z żalem: »Gdzie są pediatrzy, dlaczego nie bronią chorego dziecka?«".

W 1975 r. zagadnieniu przerywania ciąży krakowski arcybiskup postanowił poświęcić specjalną konferencję. Zorganizowano ją pod patronatem krakowskiego Instytutu Rodziny w klasztorze oo. Franciszkanów.

Jakie były jej efekty i jakie uczestnicy wyciągnęli z niej wnioski?

Wszystko dokonuje się w ciszy sali operacyjnej. Płód nigdy nie ujrzy światła dziennego, jak gdyby nigdy nie istniał. Ponadto prawo do aborcji coraz powszechniej uznawane jest za jeden z elementów prawa do wolności kobiety, mężczyzny czy społeczeństwa w ogóle.

Poczęcie, w języku łacińskim – conceptio, oznacza „ująć w całości", „przyjąć w siebie", albo lepiej: „poczuć w sobie". Bywa rozumiane też w sensie myślenia, jako: wpaść na pomysł, wyobrazić sobie, uzmysłowić. Ten szczególny związek działania z myśleniem ma w tym wypadku szczególne znaczenie – poczęte dziecko bowiem, nawet jeśli niechciane, w tym momencie jest pomyślane. Moment poczęcia to najważniejszy akt ludzkiej egzystencji, to początek całego ciągu zdarzeń i procesów składających się na czyjąś konkretną biografię.

W środowisku medycznym toczy się dyskusja, czy istnieje coś takiego jak syndrom postaborcyjny, czy to tylko poszczególne dolegliwości psychiczne, które niekoniecznie muszą być ujmowane razem. Syndrom postaborcyjny dopiero niedawno stał się przedmiotem badań, ale wciąż traktowany trochę, jakby był „na wygnaniu". Nie jest bowiem ewidentnie dostrzegalnym rodzajem cierpienia, ale czymś, co jedynie osoby o dużym wyczuciu i empatii potrafią zlokalizować i określić tego przyczynę.

Udział Karola Wojtyły we wspomnianej konferencji był skromny. Oddał głos ekspertom: dr Marii Rybakowej mówiącej o genetycznym podłożu rozwoju człowieka, dr. Włodzimierzowi Fijałkowskiemu, który skupił się na tak zwanych wskazaniach lekarskich do przerwania ciąży, oraz dr Wandzie Półtawskiej, która wyjaśniła wpływ przerwania ciąży na psychikę kobiety.

Osamotniona matka

To ona zwróciła uwagę na to, iż wiele kobiet, mimo że nie uważa aborcji za coś złego, zazwyczaj stara się ukryć ten fakt przed lekarzem prowadzącym i otoczeniem. Nieraz dopiero po wielu latach wyznają swoją tajemnicę. Kobiety wcale nie chcą ujawniać, że przerwały ciążę. Stoją za tym, według dr Półtawskiej, czynniki psychologiczne. Wiele kobiet w trakcie ciąży, nawet tej „chcianej", przeżywa w pierwszych miesiącach reakcje nerwicowe, najczęściej lękowe i depresyjne. W chwili załamania mogą mieć myśli przeciw dziecku. Da się to wytłumaczyć ogromnym biologicznym zaangażowaniem kobiety w macierzyństwo. Gdy w takim momencie kobieta napotka brak akceptacji, dozna poczucia wyobcowania, wtedy macierzyństwo ukaże się jej jako ciężar nie do uniesienia. Jej decyzja będzie się łączyła z chęcią pozbycia się dziecka.

„Żadna kobieta na świecie nie przerwałaby ciąży – stwierdziła dr Półtawska – gdyby mężczyźni, ojcowie tych dzieci, byli dojrzali i podjęli w pełni odpowiedzialność za to dziecko. Osamotniona kobieta podejmuje decyzję, ulegając aktualnemu nastrojowi".

Przed ogromnym wyzwaniem stają więc osoby, które mogą pomóc kobiecie chcącej pozbyć się dziecka i tym samym, oprócz uniknięcia zabójstwa małej istoty ludzkiej, mogą uchronić ją przed ogromnymi kosztami, jakie z psychologicznego punktu widzenia będzie musiała ponieść po dokonanym zabiegu.

„Lekarz jest w samym centrum tego problemu. Lekarz nie może być obojętny. Nieraz oboje małżonkowie pytają wprost lekarza, co zrobić. Bierna postawa lekarza może być przez ludzi uznana za aprobatę ich decyzji o przerwaniu ciąży" – twierdzi Półtawska. Kobieta płaci bezpośrednią cenę dokonanej aborcji. Najczęściej potrzebuje pomocy specjalistycznej z powodu depresji połączonej z poczuciem winy, agresji skierowanej zarówno ku sobie, jak i do partnera seksualnego – ojca dziecka, a także do całego świata, oraz zaistniałych trwałych zmian w osobowości.

Półtawska przytoczyła dane zebrane przez Anglików w latach 60., według których na zaburzenia psychiczne po przerwaniu ciąży cierpi od 9 do 59 procent kobiet. Dr Anne Terruwe, holenderska psychiatra, stwierdziła wręcz: „Nigdy nie spotkałam kobiety, która by po tym zabiegu nie była psychicznie zaburzona (psychisch Verletzt)". Oprócz matek również ojcowie wykazywali zaburzenia o typie reakcji frustracyjnej. Poczucia winy, jakiego doznają kobiety w ramach syndromu postaborcyjnego, nie da się wytłumaczyć – jak by tego chciały zwolenniczki aborcji – tym, że to systemy religijne wmawiają kobietom, iż aborcja to ciężki grzech. Poczucie winy pochodzi bowiem z najgłębszych warstw człowieczeństwa i macierzyństwa i nosi piętno egzystencjalne. Pamięć czynu jest dowodem poczucia winy i nie da się o tym zapomnieć. Kobieta pamięta i gorączkowo szuka usprawiedliwienia i uwolnienia się od winy, którą nosi głęboko w sobie. Nie jest ona za każdym razem odczuwana bezpośrednio po wykonanym zabiegu. Nieraz dopiero po latach wraca myśl o dziecku utraconym i jest to myśl nadwartościowa. Niektóre kobiety przyznawały, że wina skłaniała je do zaglądania do cudzych wózków, a nawet przejawiały chęć uprowadzenia cudzego dziecka. Jaskrawa pamięć tego zdarzenia nosi w sobie piętno organicznego uszkodzenia organizmu kobiety. Przerwanie ciąży tak głęboko zaburza gospodarkę hormonalną, iż nie można wykluczać takiego uszkodzenia.

Półtawska dostrzegała pewne podobieństwo objawów nerwicowo-depresyjnych w syndromie postaborcyjnym z doznaniami trapiącymi osoby, które przeżyły obóz koncentracyjny. „Wydaje się, że to poczucie winy, jakie obserwujemy u kobiet, które zniszczyły swoje macierzyństwo, jest zakorzenione w duszy kobiety i jest tak głębokie, jak wielkie jest jej powołanie do macierzyństwa... To dręczące poczucie winy, z którym żyje kobieta, rzutuje na całe jej otoczenie" – mówiła.

Antybiotyk na nienawiść

Z poczucia winy rodzi się wtórnie poczucie krzywdy. Kobieta jest nieszczęśliwa, toteż obwinia innych za doprowadzenie jej do tej sytuacji. Obiektywnie jest to zrozumiałe, bowiem często sprawca ciąży – ojciec dziecka – oraz inne osoby z rodziny, otoczenia, lekarze wzięli udział w decyzji o przerwaniu ciąży. Czasem ich wina jest większa od winy kobiety, bo ona mogła działać pod wpływem lęku czy rozpaczy.

Żal i poczucie krzywdy zmieniają się w agresję. Wiele kobiet przyznaje, że nie potrafi kochać mężczyzny, przez którego pozbyły się dziecka. Jeśli to jest mąż, mogą odczuwać w stosunku do niego chłód i niechęć, czasami dochodzi wręcz do wyznań: „Nienawidzę go za to". Jeśli aborcja przydarzyła się parze współżyjącej przed ślubem lub bez ślubu, może dojść do całkowitego zerwania kontaktu. Usunięcie ciąży jest zarazem zabiciem miłości matki do ojca dziecka. Kobieta traci do niego zaufanie, nie czuje się już przy nim bezpieczna.

Agresja przenoszona jest też na dalsze otoczenie: na służbę zdrowia (stamtąd pochodzi bezpośredni sprawca) bądź na inne kobiety w stanie błogosławionym. Mogłoby się zdawać, że po tym, co przeszły, winny namawiać wszystkie inne kobiety: „Nie róbcie czegoś podobnego". Tymczasem wiele kobiet z syndromem postaborcyjnym zachowuje się tak, jakby chciały wykrzyczeć w jakiejś formie: „Ja to zrobiłam i ty to zrób!". Stają więc na czele ruchów proaborcyjnych. Tak postępuje wiele czołowych feministek. Wydaje im się, że przyniosłoby im to ulgę na zasadzie „nie ja jedna" – i usprawiedliwienie: „Wszyscy to robią".

Dr Półtawska stwierdziła: „Normalnie dziecko apeluje w kobiecie do jej najlepszych uczuć, wyzwala postawę akceptacji i opiekuństwa, macierzyństwo zaprzeczone niszczy jakieś warstwy kobiecości jako takiej – można już wówczas mówić o zmianie osobowości". Zamiast typowej serdeczności, czułości, pewnej miękkości charakteru kobieta przemienia się w zgorzkniałą, wybuchową, wiecznie niezadowoloną, „trudną do zniesienia" istotę. Objawy te, typowe dla przekwitania, nieraz pojawiają się niezależnie od klimakterium. Naturalna utrata płodności wiąże się z zachwianiem równowagi psychicznej, jakby z żalu za znikającą kobiecością. Objawy postaborcyjne przypominają nieraz przekwitanie, a czasem potęgują się wraz z nim.

Materiał zebrany w trakcie sesji kazał kardynałowi Wojtyle stwierdzić, iż trudno znaleźć sprawę, której wymowa byłaby donioślejsza, a zarazem bardziej bolesna, niż kwestia podjęta przez prelegentów. To świadczy o tym, „jak wielkim dobrem jest każde poczęte życie, jak wielkim złem jest przerwanie i zniszczenie go".

Choć sesja zbiera głosy ekspertów, to jednak „na to wszystko nie możemy patrzeć tylko oczami specjalistów. Musimy na to patrzeć oczami chrześcijan i oczami Polaków" – podkreślał kardynał Wojtyła. – „Potrzeba ogromnego wysiłku uświadamiania i wychowywania pokoleń Polaków, potrzeba też budowania wspólnoty przychylnej życiu, wspólnoty świata lekarskiego i duszpasterzy, wspólnoty apostolstwa skierowanego na sprawę małżeństwa, rodziny, dziecka". Nie chodzi o przerzucanie odpowiedzialności i oskarżanie innych, „co oczywiście nie znaczy, żebyśmy nie dostrzegali odpowiedzialności innych, żebyśmy nie mówili po imieniu o sprawach, za które są odpowiedzialni, i żebyśmy nie byli zdecydowani w dalszym ciągu tego czynić".

Kardynał Wojtyła świetnie zdawał sobie sprawę z tego, że dobra diagnoza wymaga zastosowania odpowiedniej terapii, człowiek zraniony potrzebuje lekarstwa. Jaka jest tu rola Kościoła? Ogrom poczucia winy wymaga skonfrontowania się z jeszcze większym miłosierdziem. Bezmierna krzywda wyrządzona niewinnym istotom musi się zetknąć z jeszcze bardziej bezmierną siłą kochania oraz szansą na pokochanie i przygarnięcie na nowo innych. Trzeba antybiotyku przebaczenia i terapii miłości. I to na miarę Boga. Życie ludzkie nie może pozostać zapieczętowanym grobowcem ukrywającym w sobie fetor śmierci. Jak można żyć, będąc przygniecionym ciężką jak głaz świadomością nieodwracalności?

Chrystus stanął naprzeciw grobu Łazarza i zawołał: „Odsuńcie ten kamień!". Przybiegły kobiety, by powiedzieć; „Panie, już śmierdzi!". A Jezus na to: „Czyż nie powiedziałem wam, że jeśli uwierzycie, ujrzycie chwałę Bożą?... Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem" (por. J 11, 25. 40).

O tej szansie zmartwychwstania mówił niejednokrotnie Karol Wojtyła. Już jako papież Jan Paweł II zostawił po sobie jeden z najbardziej niesamowitych tekstów: „Szczególną uwagę pragnę poświęcić wam, kobiety, które dopuściłyście się przerwania ciąży. Kościół wie, jak wiele czynników mogło wpłynąć na waszą decyzję, i nie wątpi, że w wielu przypadkach była to decyzja bolesna, może nawet dramatyczna. Zapewne rana w waszych sercach jeszcze się nie zabliźniła. W istocie bowiem to, co się stało, było i jest głęboko niegodziwe. Nie ulegajcie jednak zniechęceniu i nie traćcie nadziei. Starajcie się raczej zrozumieć to doświadczenie i zinterpretować je w prawdzie. Z pokorą i ufnością otwórzcie się – jeśli tego jeszcze nie uczyniłyście – na pokutę: Ojciec wszelkiego miłosierdzia czeka na was, by ofiarować wam swoje przebaczenie i pokój w Sakramencie Pojednania. Odkryjecie, że nic jeszcze nie jest stracone, i będziecie mogły poprosić o przebaczenie także swoje dziecko: ono teraz żyje w Bogu" (encyklika Evangelium vitae, 99).

W 1993 r. Samuel Huntington ogłosił teorię zderzenia cywilizacji. Próbował wyobrazić sobie przebieg dalszych procesów kształtujących rozwój ludzkości po upadku muru berlińskiego. Według niego po świecie dwubiegunowym wykreowanym przez zimną wojnę w latach 60. i 70. XX wieku wcale nie dojdzie do zjednoczenia ludzkich wysiłków, lecz powstaną nowe podziały przebiegające wzdłuż wielkich cywilizacji, jakie stworzyli ludzie. Huntington wyodrębnił dziewięć cywilizacji: zachodnią, chrześcijańską wschodnią (prawosławie), południowoamerykańską, islam, hinduską, chińską, japońską, buddyjską i afrykańską.

Wcześniej, bo już w 1917 r., Oswald Spengler wieścił „zmierzch Zachodu", dowodząc, że cywilizacje mają swoją młodość, wiek dojrzały i starość, na podobieństwo życia pojedynczego człowieka.

Od kilku lat mamy do czynienia z konfliktem Zachodu z islamem, narasta również inny konflikt na linii Zachód – chrześcijański Wschód (Rosja). Istnieje też wciąż narastające napięcie wewnątrz cywilizacji zachodniej.

Pod koniec XVIII wieku Thomas Robert Malthus rozwijał swoje idee społeczno-ekonomiczne. W ich centrum stawiał tezę, że przyszłość narodów zależeć będzie od zdolności kontrolowania zaludnienia, aby wszystkim zapewnić warunki przeżycia i dostęp do zasobów naturalnych. Z tego sposobu myślenia wzięła początek tak zwana polityka birth control, polityka aborcjonistyczna.

Aby wyrobić sobie pojęcie, w jakim kierunku zmierza ten tok rozumowania, wystarczy sięgnąć po książkę „Gosnell's Babies" („Dzieci Gosnella") Kermita Barrona Gosnella, najsłynniejszego amerykańskiego lekarza aborcjonisty. Dzieci z tytułu tej książki to nienarodzone ofiary mordercy w białym kitlu, którym aplikował „snipping", czyli przecięcie rdzenia kręgowego, rodzaj ścięcia głowy nienarodzonemu w fazie późnej ciąży. Według autora aborcja stanowi istotny element „war of poverty", wojny z ubóstwem, czyli swego rodzaju przysługi na rzecz ludzkości. Gosnell widział świat jako mroczne miejsce, w którego warunkach spełniał szlachetną misję. „Dlaczego pozbawiałem życia te dzieci? – pisał. – Bo ich narodziny i cierpienie stanowiłyby jeszcze większą krzywdę. Nie żałuję tego, czego dokonałem".

Inną pouczającą lekturą jest książka „Ecoscience" napisana w 1977 r. przez doradcę prezydenta Baracka Obamy do spraw naukowo-technologicznych Johna Paula Holdrena. Zawiera ona idee, którym hołduje administracja prezydenta Stanów Zjednoczonych. Nawiązują one do polityki genetycznej naszkicowanej przez Malthusa, dopuszczając możliwość aborcji przymusowych, aborcji potomstwa młodocianych dziewcząt oraz masowej, ukrytej sterylizacji.

Zderzenie Zachodu z Zachodem

Jeśli dziś ma dojść do zderzenia cywilizacji (a do tego zderzenia już dochodzi), będzie to zderzenie dwóch cywilizacji w ramach kultury zachodniej, euroatlantyckiej: Zachodu nihilistycznego z Zachodem tradycyjnym chrześcijańskim. Temu Zachodowi otwartemu na aborcje, eutanazje, sztuczne macierzyństwo, manipulacje genetyczne przeciwstawia się inny Zachód, broniący godności i praw osoby ludzkiej od pierwszych chwil istnienia aż do naturalnej śmierci. W słowniku tego Zachodu pojęcia miłości, małżeństwa, rodziny, otwarcia na życie znaczą zgoła co innego niż w ustach propagatorów postnowoczesnego nihilizmu. Zderzenie między cywilizacją miłości a cywilizacją śmierci tłumaczy napięcia i zamęt, w których żyjemy.

Ludzkości nie zagraża przerost ludności, ale jej redukcja do roli materiału ludzkiego, którym można dowolnie zarządzać w imię jakiejś ukrytej strategii zysków. Pewnego dnia ludzie zrozumieją, iż podobnie jak pozbywamy się broni atomowej i innych środków masowej zagłady, tak samo winniśmy się pozbywać technologii niszczących ludzkie życie i jego godność. Podobnie jak wirusów za to niszczenie odpowiedzialnych, które zalęgły się w sercach i zwojach mózgowych ludzi przebywających na antropologicznym i teologicznym wygnaniu. Potrzeba nowej wizji, nowej siły i nowego exodusu, aby ludzie mogli odnaleźć zagubiony szyfr życia: „będziesz miłował" (Pwt 6, 4; Mt 22, 36-38).

Autor jest duchownym katolickim, duszpasterzem akademickim. Studiował psychologię i teologię. Stopień doktorski uzyskał na KUL za pracę poświęconą dogmatyce. W 2014 r. uzyskał stopień doktora habilitowanego nauk teologicznych w zakresie teologii dogmatycznej.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Bez wielkiej przesady można powiedzieć, że uśmiercenie rodziny pociąga za sobą śmierć społeczeństwa oraz eutanazję Kościoła. Z tego właśnie powodu wielkie systemy totalitarne, które w XX wieku doprowadziły do niewyobrażalnego w skutkach ludobójstwa, planowo zwalczały rodziny i Kościoły.

W 1920 roku to właśnie w Związku Radzieckim – jako pierwszym państwie na świecie – została zalegalizowana aborcja. Trzynaście lat później podobne prawo wprowadzone przez reżim Hitlera zaczęło masowo pozbawiać życia niemieckie dzieci. Na dodatek prawo sprzyjające dokonywaniu aborcji służyło Hitlerowi za narzędzie do utrzymywania w niewoli kraje podbite. „Osobiście zastrzelę tego idiotę, który chciałby wprowadzić w życie przepisy zabraniające aborcji na wschodnich terenach okupowanych" – mawiał. Na terenie okupowanej Polski po raz pierwszy w sensie prawnym narzucono pełną dopuszczalność aborcji 9 marca 1943 r.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Żadnych czułych gestów