„Strasznie przepraszam, ale był korek!" – to usprawiedliwienie (?) budzi we mnie najgorsze uczucia. To już lepiej powiedzieć: „Koń mi zgubił podkowę i okulał. Gdzie tu jest kowal?". Też jest to bezczelne kłamstwo, ale przynajmniej nosi znamiona fantazji. A co odpowiedzieć temu o tych korkach? „Matko boska! Korek??? W środku miasta?! I to o której?! Czwarta po południu! No, świat się kończy!".
Przecież korki są co dzień, w tych samych miejscach i o tej samej porze. No, w piątki większe. Ale on to wie. I wie, że ja to wiem. On liczy, że ja pomruczę: „No, tak... no, tak...". Czyli godzę się na to, że gadam albo z kłamcą, albo z głupkiem. Niech sobie wybierze, co woli. Ale może spotkaliśmy się obgadać jakąś sprawę i teraz na start mam o nim dwie wiadomości: kłamie i jest niesolidny. Albo przynajmniej beztroski. I rób tu z nim interesy.
Właściwie dopominanie się o punktualność robi się małostkowe towarzysko. W związku z tym narażamy się dodatkowo na komentarz: „Kurka! Nawet nie wiesz, jaki jestem zaganiany!". Co należy odczytać następująco: „Ty masz cały czas wolne i od tygodnia myślisz, jak to będzie fajnie spotkać się ze mną. A ja ciebie ledwo wcisnąłem w grafik!!". W dodatku jest taka reguła, że to dziadostwo niepunktualności pięknie się rozplenia: umówiłem się z nim na piątą, ale on się zawsze spóźnia, więc wystarczy, jak będę o wpół do szóstej. Tamten przypadkowo przyjdzie dwie minuty wcześniej i już sobie wryje w głowę: on się spóźnia, to i ja mogę. I tak dalej.
Przy okazji może przyjść nie tylko kiedy indziej, ale i gdzie indziej. „Sorki, ale zawsze umawialiśmy się na placu. Zupełnie mi wyleciało z głowy, że dzisiaj w Alejach!". To „zawsze" to były dwa razy. Ale już się przyzwyczaił. W końcu wynik będzie taki, że wyznaczymy sobie spotkanie gdzieś i kiedyś. Żadnych szczegółów. I to będzie w miarę wykonalne.
Lubię punktualność i staram się o nią walczyć. Ale każdą reakcję na niesolidność, dziadostwo i bylejakość można odbić krótką, złotą, wytartą na błysk sentencją: „Wiesz co? Brak ci tolerancji!".