Można było się spodziewać, że propozycja nowelizacji ustawy o IPN wywoła burzę. Jest czymś bowiem zrozumiałym, że pomysł wprowadzenia kar za używanie terminu „polskie obozy śmierci” postawi na nogi ludzi, dla których wolność słowa to jedna z najwyższych wartości w życiu publicznym. Z pewnością sprawa warta jest dyskusji, zwłaszcza że – wedle projektu, który przyjął rząd polski – odpowiedzialność karna ma nie dotyczyć badań naukowych czy twórczości artystycznej, ale nie wiadomo, jak te wyjątki stosować w praktyce.
Zdumienie jednak może budzić reakcja, z jaką decyzja władz polskich spotkała się w Izraelu. Instytut Yad Vashem zaalarmował, że nowelizacja ustawy o IPN jest bliska negowaniu Holokaustu. Podobny ton wyczuwa się w tekście Shlomo Avineriego, opublikowanym w poniedziałkowej „Rzeczpospolitej”.
Znany izraelski filozof i politolog przedstawia się jako Żyd pochodzący z Polski i jako jej przyjaciel. Przyznaje, że używanie zwrotu „polskie obozy śmierci” jest niedopuszczalne. Wreszcie oznajmia: „uważam, że wyjazdy izraelskiej młodzieży do Polski są bezcelowe, jeśli nie są one łączone z wizytami w hitlerowskich obozach koncentracyjnych w samych Niemczech”, a więc kraju, w którym narodziła się idea unicestwienia narodu żydowskiego i zaczęła się jej realizacja.
Dalej jednak mamy już tylko katalog oskarżeń. Avineri przyłącza się do nagonki na polski rząd. Przede wszystkim, odwołując się do wolności słowa, sprzeciwia się temu, by termin „polskie obozy śmierci” penalizować. Choć podobne rozwiązania prawne obowiązują w Izraelu i wielu krajach europejskich (także w Polsce) – za kłamstwo oświęcimskie można trafić za kratki. Jeśli izraelski intelektualista przemilcza ten fakt, to można podejrzewać go o stosowanie podwójnych standardów: jednym narodom wolno za pomocą instrumentów prawnych bronić się przed zniesławieniami, a innym – nie.
Idźmy dalej. Avineri obawia się pisania historii na nowo – tego, że władze polskie zadekretują taką wersję dziejów, w której eksponowana będzie wyłącznie bohaterska przeszłość Polski. W tym kontekście izraelski filozof wspomina o Janie Tomaszu Grossie. Nazywa go historykiem i stwierdza, że – jeśli chodzi o zbrodnię w Jedwabnem – dokonał on odkrycia.