Do zmniejszania rytmu produkcji jednego z najbardziej rentownych modeli dochodzi w czasie, gdy koncern inwestuje w jego następcę: B777X, w wydłużoną wersję Dreamlinera i w zwiększenie tempa produkcji B737 MAX. Jednocześnie koncern podał o podwyższeniu dywidendy o 30 proc. i o otrzymaniu zgody na skupienie z rynku swych akcji za 14 mld dolarów zgodnie z zobowiązaniem przekazywania akcjonariuszom korzyści finansowych.

Zmniejszenie produkcji B777 wpłynie na poziom zatrudnienia, będzie mieć niewielki wpływ na wyniki finansowe 2016 r., ale nie podważa prognoz dla bieżącego roku.

Koncern ogłosił już w styczniu zamiar zmniejszenia produkcji B777 do siedmiu miesięcznie, aby dostosować się do spadku sprzedaży. Prezes David Muilenburg oświadczył w październiku, że redukcja tego tempa może zostać zwiększona, ale nie zejdzie poniżej pięciu samolotów miesięcznie. Analitycy doszli wtedy do wniosku, że to będzie ostateczny poziom produkcji.

Spadek sprzedaży B777 stwarza problem producentowi, który przygotowuje się do przejścia na następną wersję; B777X ma wejść do eksploatacji w 2020 r. Boeing musi albo szukać chętnych, by realizować plan, albo zmniejszyć produkcję, aby uniknąć produkowania samolotów „na plac postojowy”. Ostatnio podał, że w zamówieniu Iranu znajduje się 15 B777 i 15 B777X, ale to nie wystarczy na pokrycie niedoboru: od początku roku koncern dostał zamówienia na 17 takich samolotów wobec 58 w 2015 r. i 283 w 2014 r.

- To bolesne, bo B777 jest najbardziej rentowny, a należy spodziewać się dalszego zmniejszenia zakupów. Rynek samolotów szerokokadłubowych jest nasycony — uważa analityk branży lotniczej w Teal Group, Richard Aboulafia.