Prawdy te, częściowo z przestrzeni teologii, a częściowo zwyczajnego wyczucia moralnego, odnoszą się także, a może przede wszystkim, do Kościoła. Nie jest przypadkiem, że w roku 2000 św. Jan Paweł II tak mocno prosił o wybaczenie grzechów ludzi Kościoła. W roku 2018 trzeba nadal iść tą drogą i mocno, nie obawiając się zgorszenia, przepraszać także za te zbrodnie, przestępstwa, problemy, które ujawnione zostały obecnie, ale które ciążą na życiu jednostek i zbiorowości. Przykład? Ot, choćby przypomniane (bo przecież mowa o tym była wcześniej) przestępstwa seksualne pewnego bardzo znanego i bardzo zasłużonego gdańskiego księdza. Nie będę raczył czytelników ich opisami, bo są one rzeczywiście obrzydliwe. Ale jeszcze bardziej obrzydliwe może być to, że z informacji dziennikarzy wynika, iż o przestępstwach tych wiedzieli przełożeni, znajomi, przyjaciele i współpracownicy księdza i... nic z nimi nie robili. Dla dobra Kościoła – rzecz jasna. Teraz zresztą też nie brakuje takich, którzy – dla dobra Kościoła czy historycznego mitu – chcieliby zamilczeć ową sprawę, uznać ją za niebyłą, a cierpienie ofiar za nieistotne.

Nie jest to zresztą jedyna taka historia. W innym polskim mieście mieliśmy arcybiskupa, który molestował kleryków. Wiedziano o tym, bo dokumenty szły do biskupów. I co? I nic! Dopóki sprawy nie wzięli w swoje ręce świeccy, skandal trwał. Czy ktoś został za to rozliczony? Nic z tego, bo nawet winy arcybiskupa nie potwierdzono, a on sam wciąż bryluje na kościelnych imprezach. Tym bardziej nie ruszono nikogo z tych, którzy skandal tuszowali (dla dobra Kościoła), usuwali kleryków czy wymuszali posłuszeństwo na księżach. Diecezja, o której mowa, wciąż odczuwa skutki tego kryzysu, wciąż się z nim zmaga, wciąż nie oczyściła pamięci, ale i nie zadośćuczyniła ofiarom. Wciąż też nie jest jasne, kto z hierarchów odpowiada za chronienie owego metropolity, na kim ciąży odpowiedzialność.

Nie są to pytania błahe, pozbawione znaczenia, nieistotne dla historii Kościoła w Polsce czy dla jednostkowych losów. My, polscy katolicy, mamy prawo wiedzieć takie rzeczy, ale przede wszystkim mamy prawo, by nie tylko stworzono struktury, ale i upowszechniono sposoby myślenia, które uniemożliwią powtórkę tego rodzaju sytuacji. A to jest niemożliwe bez poznania całej prawdy, przyczyn, okoliczności, uzasadnień, bez rozliczenia odpowiedzialnych i ukarania winnych. Rozliczenie, sprawiedliwość są początkiem miłosierdzia. Miłosierdzia wobec ofiar, niewinnych skrzywdzonych dzieci, wyrzuconych na margines dla „dobra Kościoła". Tu nie ma miejsca na zapomnienie, bo tego rodzaju „zapomniane zbrodnie" gniją w sumieniach, niszczą instytucje, destruują publiczną moralność. Nie ma też miejsca na uznanie, że tak naprawdę te sprawy nie mają znaczenia dla teraźniejszości, bo przykłady Irlandii czy Stanów Zjednoczonych pokazują aż nadto dobitnie, że to, co nierozliczone, nieoczyszczone, wybucha i niszczy. Nie ma powodów, by myśleć, że w Polsce jest czy będzie inaczej.

Ale jest jeszcze kwestia ostatnia, może najważniejsza. Rozliczenie owych przestępstw to pokazanie, że z perspektywy wiary, Kościoła, moralności cierpienie niewinnych jest ważniejsze niż dobro instytucji czy osób zasłużonych dla niej. Nie ma znaczenia, kto jest przestępcą, ważne jest, by ofiary miały poczucie, że Bóg jest z nimi. Jeśli Kościół hierarchiczny nie potrafi tego pokazać, to znaczy, że akurat w tej kwestii nie idzie z Jezusem. Jakkolwiek pompatycznie by to zabrzmiało.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95