Nie byłoby potrzebne, gdyby Dżamal Chaszukdżi nie został pocięty na kawałki przez speckomando saudyjskiego wywiadu w konsulacie w Stambule.
Nie byłoby też potrzebne, gdyby zamordowany dziennikarz i uciekinier polityczny nie pisywał do wpływowej amerykańskiej gazety „Washington Post".
To pierwsze świadczy o tym, jaka jest Arabia Saudyjska – mimo szumnych zapowiedzi reform, liberalizacji, modernizacji, za którymi miał stać następca tronu Mohamed bin Salman (MBS).
To drugie wiele mówi o roli mediów, tych dużych. Chaszukdżi zapewne nie jest jedynym wrogiem politycznym, którego zlikwidowano, a Arabia Saudyjska jedynym krajem, którego władze mają coś takiego na sumieniu. Dzięki VIP-om amerykańskich mediów sprawa mordu w saudyjskim konsulacie wstrząsnęła opinią publiczną na Zachodzie. Inni uciążliwi dysydenci znikają bez rozgłosu.