Pierwsza tura wystarczyła w 75 miastach prezydenckich, ale np. w Radomiu, Nowym Sączu, Chełmie, Gdańsku czy Krakowie czeka nas kolejne starcie. Dla partii rządzącej to ostatni bój o honor, miasta okazały się dla dobrej zmiany niewdzięczne.

Starcie między Koalicją Obywatelską a PiS wcale nie jest symboliczne. Po ogłoszeniu pierwszych wyników exit poll to Platforma wydawała się zwycięzcą. Oficjalne dane uświadomiły PO, że za sprawą znacznie gorszego niż przewidywano wyniku PSL to PiS może mówić o wygranej.

Już teraz widać, że obie partie wyciągnęły wnioski z pierwszej tury. Wiedząc, że wyborcy z miast przestraszyli się polexitu z jednej i radykalizmu z drugiej strony, PiS odwołuje się do haseł jedności, porozumienia, chęci zakończenia wojny polsko-polskiej. I przy każdej okazji powtarza, że polexit to bzdura wykreowana przez przeciwników PiS, by mu zaszkodzić. Najprawdopodobniej stąd biorą się zapewnienia, że Polska wykona zabezpieczenie, którego zażądał Trybunał w Luksemburgu, i wstrzyma zmiany w Sądzie Najwyższym. Nawet Krajowa Rada Sądownictwa ogłosiła, że zamraża procedury naboru do SN, by nikt nie zarzucił jej ignorowania decyzji TSUE.

Platforma z kolei starała się utrzymać mobilizację za pomocą swej nowej wunderwaffe, zwycięzcy z Warszawy. Korzystając z liczącego pół miliona głosów kapitału, jaki zebrał w stolicy, Rafał Trzaskowski mocno zaangażował się w kampanię. I choć niektórzy twierdzili, że przed pierwszą turą nie zawsze wierzył w siebie, teraz opromieniony sukcesem jeździ po Polsce, mówiąc o szacunku do konstytucji i wartościach europejskich – czyli mobilizując wyborców tym, co okazało się skuteczne w pierwszej turze.

Stawka jest wysoka: to, na czyją korzyść przechyli się szala w najbliższą niedzielę, przesądzi o tym, kto zajmie najlepszą pozycję wyjściową do kolejnego biegu w rozpoczynającej się właśnie półtorarocznej sztafecie wyborów: samorządowych, europejskich, parlamentarnych i prezydenckich.