O ile konsekwencje wejścia w życie ustawy z 10 stycznia 2018 r. o ograniczeniu handlu w niedziele i święta oraz w niektóre inne dni, która wejdzie w życie 1 marca br. (dalej: ustawa) w sferze ekonomicznej i społecznej pozostaną przynajmniej przez jakiś czas pewną niewiadomą, o tyle w sferze zatrudnienia są bardziej, choć nie do końca, przewidywalne. Oto garstka przykładów.
Czas pracy
Przejście z siedmio- na sześciodniowy cykl funkcjonowania sklepów, matematycznie rzecz ujmując, powinno ograniczyć zapotrzebowanie na pracę i spowodować ograniczenie zatrudnienia przynajmniej o kilka do kilkunastu procent. Powinno zatem zaowocować masowymi zwolnieniami z pracy. W rzeczywistości tak być nie musi i zapewne nie będzie. O tym bowiem, czy rzeczywiście spadnie zapotrzebowanie na pracowników, przesądzi ich dotychczasowy bilans czasu pracy, w tym w szczególności liczba godzin nadliczbowych, które dotychczas „obsadzali". Może to w konkretnych przypadkach oznaczać, że zatrudnienie pozostanie na dotychczasowym poziomie, tyle że spadnie liczba godzin nadliczbowych, a w konsekwencji – wynagrodzenia. Czy może to skutkować zwiększoną presją załóg na wzrost wynagrodzeń za normatywny czas pracy? Czas pokaże.
Sprzedaż zdalna
Na marginesie warto dodać, że z ograniczeń przewidzianych w ustawie najbardziej powinni się cieszyć przedsiębiorcy prowadzący sklepy i platformy internetowe. Te zwolnione są bowiem z ustawowych ograniczeń na mocy art. 6 ust. 1 pkt 20 ustawy. Mogą oni liczyć na wzrost sprzedaży w niedziele i święta, przynajmniej w odniesieniu do niektórych dóbr. Czy przyspieszy to proces ograniczania tradycyjnych form sprzedaży w "realnych", dysponujących wieloma miejscami pracy sklepach? Czas pokaże.
Za ladą po północy
Ustanawiając zakaz pracy w niedziele i święta ustawa, odmiennie niż kodeks pracy, definiuje pracę w te dni. O ile art. 1519 § 2 k.p. stanowi, że za pracę w niedziele i święto, co do zasady, uznaje się pracę wykonywaną między godziną 6.00 w tym dniu a 6.00 w dniu następnym, o tyle ustawowa niedziela i święto obejmuje 24-godzinny przedział czasowy pokrywający się z dniem kalendarzowym (od godz. 24.00 do godz. 24.00). W efekcie niedziela nie będzie "wchodzić" na poniedziałek, a święto – na dzień poświąteczny. Od godziny 0.00 w poniedziałek lub dzień poświąteczny praca może być wykonywana bez ograniczeń wynikających z ustawy. Czy to oznacza, że pracodawcy będą zainteresowani wcześniejszym niż dotychczas otwieraniem sklepów w poniedziałki i dni poświąteczne? Wydaje mi się to bardzo wątpliwe, bowiem o godzinach otwarcia sklepów przesądzają przede wszystkim czynniki rynkowe. Ale kto wie, może np. w dużych miastach wyposzczeni po niedzielach klienci ruszą na nocne zakupy? Czas pokaże.