#RZECZoBIZNESIE: Stanisław Gomułka: „Piątka” PiS to korzyści polityczne, a nie gospodarcze

Chodzi o motywowaną politycznie poprawę sytuacji bieżącej dla potrzeb partii rządzącej – mówi Prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC, gość programu Pawła Rożyńskiego.

Aktualizacja: 29.03.2019 18:56 Publikacja: 29.03.2019 18:49

#RZECZoBIZNESIE: Stanisław Gomułka: „Piątka” PiS to korzyści polityczne, a nie gospodarcze

Foto: tv.rp.pl

Można znaleźć dobre strony „piątki” PiS?

Zawsze są dobre strony, ale też i koszty. Trzeba patrzeć jakie są zyski netto. W tym przypadku nie chodzi o wydawanie nadwyżki budżetowej, tylko kreowanie przyrostu długu publicznego, więc obciążanie przyszłych pokoleń.

Jest dużo ważnych potrzeb jak nauczyciele i służba zdrowia, a pojawiły się inne pomysły. Naturalna jest interpretacja, że chodzi o program wyborczy i kupowanie głosów. To jest ten zysk.

To jest pozytyw dla strony rządzącej. A dla gospodarki?

Można mieć wątpliwości czy leży to w krajowym interesie. Stymuluje się dalej popyt wewnętrzny w sytuacji, kiedy on jest wysoki i mamy dobrą koniunkturę w kraju i niemal pełne wykorzystanie istniejących zdolności zdolności wytwórczych. W dodatku mamy niskie inwestycje w nowe zdolności oraz problemy ze znalezieniem nowych pracowników. Dodawanie paliwa do popytu wewnętrznego w takiej sytuacji spowoduje, że będziemy silnie stymulować import. Tym samym pogarszać bilans handlowy.

Mówią, że rząd chciał się przygotować na spowolnienie gospodarcze i z wyprzedzeniem dokonać stymulacji.

Gdyby groziło nam gwałtowne silne spowolnienie ( wzrost PKB 1-2 proc. czy wręcz recesja) to jeszcze można by to zrozumieć. Coś takiego nam w najbliższych dwóch-trzech latach nie grozi. Można zatem mówić głównie o podtrzymaniu wysokiego tempa wzrostu popytu konsumpcyjnego kosztem pogłębienia problemów w finansach publicznych. Chodzi więc o motywowaną politycznie poprawę sytuacji bieżącej dla potrzeb wyborczych partii rządzącej.

Dług w stosunku do PKB może nie wzrośnie?

TO zależy od tego, co przewidujemy w najbliższych latach jeśli chodzi o wzrost gospodarczy. Średnie tempo wzrostu w ostatnich 30 latach to ok 3-3,5 proc. Podtrzymywanie popytu na poziomie wyższym niż trend podaży jest niemożliwe w dłuższym okresie.
Ostatnie 2 lata to wzrost PKB na poziomie znacznie powyżej tempa wzrostu trendu. Zejście z tego poziomu do ok. 3 proc. Jest więc czymś naturalnym i pożądanym. Na razie nie grozi nam gwałtowne zejście w obszar poniżej 3%. Ale istotnie w dłuższej perspektywie obniżenie tempa wzrostu PKB w Polsce do poziomu takiego jaki mamy w Niemczech i innych krajach wysoko rozwiniętych, czyli do około 1,5%, jest nieuniknione. Zatem perspektywa w Polsce to spadające tempo wzrostu PKB i, przy proponowanej teraz polityce partii rządzącej, rosnący deficyt finansów publicznych. To oznaczałoby powrót do rosnącej relacji długu do PKB.

Koszt „piątki” to 40 mld zł. Stać nas na to?

Grupa 18 ekonomistów, wśród nich wielu byłych ministrów i wiceministrów finansów, wydali 25 marca apel do polityków i obywateli „o rozwagę i poszanowanie zasad stabilizacji w finansach publicznych” W tym apelu argumentujemy, że proponowana „piątka” plus duży wzrost wydatków publicznych w latach 2017-2019 i planowany oprócz tej „piątki” wzrost w roku 2020 oznaczają w sumie faktyczną „likwidację głównej kotwicy stabilności polskich finansów publicznych”.

Słynna reguła wydatkowa była dotąd przestrzegana. Obecny rząd mówił do teraz , że zamierza ją nadal przestrzegać. Ta reguła jest podważana tym nowym programem w skali nie kilku czy kilkunastu mld zł , ale około 70 mld zł .

Skąd wezmą się te pieniądze?

Problem w tym, że nie ma na to pieniędzy. Dalsze uszczelnienie podatków o którym mówi rząd będzie już na niewielką skalę. Duże uszczelnienie już bowiem miało miejsce. Pozostaje finansowanie dodatkowych wydatków na kredyt, czyli przez wzrost zadłużenia
Tak duża skala odchylenia od reguły oznacza, że rząd musi teraz zmienić ustawę o finansach publicznych w części dotyczącej reguły wydatkowej, czyli zignorować obowiązującą obecnie regułę. Taka zmiana ustawy oznaczałaby dla inwestorów w polskie papiery wartościowe, zarówno krajowych jak i zagranicznych, wzrost ryzyka niewypłacalności. Konsekwencją natychmiastową będzie wzrost oprocentowania od zaciąganego przez Polskę nowego kredytu.

Są różne rezerwy. Można zadłużyć ZUS, są jeszcze pieniądze w OFE…


Mówię o całym długu publicznym. Jeżeli ZUS będzie pożyczał pieniądze w bankach to automatycznie zwiększa się zadłużenie całego sektora.

Co innego było kilka lat temu, kiedy rząd przejmował połowę środków OFE, około 150 mld zł. One były w skarbowych papierach wartościowych i to przejęcie było łatwe. Teraz by trzeba było przejąć i sprzedać akcje. Trzeba by było wejść na rynek kapitałowy, gdzie są już problemy. Sprzedaż akcji za 150 mld zł, oznaczałoby silny spadek wyceny przedsiębiorstw na warszawskiej giełdzie. Na taki krok rząd się raczej nie zdecyduje. A ponadto, taka sprzedaż dałaby środki na finansowanie deficytu tylko przez 2-3 lata

Jest też pomysł na uszczelnienie systemu samozatrudnionych i likwidacji podatku liniowego.

To jest wzrost podatków.

To wystarczy?

Nie, bo wzrost wspomnianego podatku to sumy rzędu 10-15 mld zł.

Myślą też jak każdy rząd o uszczelnieniu biurokracji.

To też zaledwie kilka, może najwyżej kilkanaście miliardów, a chodzi o dziesiątki miliardów rocznie, setki miliardów w ciągu życia parlamentu.

Czyli nie ma prostego sposobu na znalezienie tych pieniędzy.

Mało tego. Jeżeli silny wzrost wydatków publicznych będzie połączony z niższym narastaniem dochodów podatkowych, to luka o której mówimy (70 mld zł) będzie się poszerzać. Deficyt sektora finansów publicznych (który w przyszłym roku będzie w okolicy 3 proc.) będzie się powiększał.

Jeżeli wejdziemy w obszar niskiego tempa wzrostu gospodarczego a do tego dojdą znacznie wyższe wydatki, to wchodzimy na ścieżkę grecką, tzn. dużego przyrostu długu publicznego. W perspektywie jest możliwość przekroczenia jego konstytucyjnego progu 60 proc. 

Wracając do deficytu. Francja oscyluje na progu 3 proc. i co jakiś czas go trochę przekracza, a nic jej nie robią.

To jest kwestia wiarygodności kraju. Wiarygodność Polski jest sporo niższa niż Niemiec, Francji a nawet Włoch. Wystarczy spojrzeć na rentowności wymagane przez inwestorów którym państwo sprzedaje obligacje. U nas są one o 2 p.p. wyższe niż u naszych sąsiadów.

Premier Morawiecki mówi, że zwiększy się deficyt, ale rząd chce się trzymać ram unijnych, tj. nie przekraczać poziomu 3% PKB.

Bardzo dobrze. W propozycji budżetu na ten rok był zapis, że chce się również trzymać reguły wydatkowej. Wchodzimy w świat fikcji, bo reguła ta musi być znacząco przekroczona w przyszłym roku. Wchodzimy na ścieżkę rosnącego deficytu sektora finansów publicznych. Jeżeli 3 proc. nie przekroczymy w przyszłym roku, to przekroczymy w następnych kilku latach. Możemy zmierzać w kierunku deficytu rzędu 6-8 proc. PKB. Przy takim deficycie dojście do kryzysowego poziomu 60% to kwestia kilku lat.

Co pan sądzi o pogłoskach dotyczących minister finansów o potencjalnej dymisji?

Mnie się podobały wypowiedzi i działania pani minister w ciągu ostatnich 2 lat. W Ministerstwie Finansów jest dużo ludzi, którzy myślą o finansach publicznych zgodnie z interesem narodowym w długim czasie.

To może się nie podobać.

Tak. Nie dziwiłbym się, gdyby pani minister została zdymisjonowana jeśli będzie nadal nalegać na to, aby nie odstąpić od stabilizującej reguły wydatkowej i aby nie przekraczać znacząco przez szereg lat poziomu 3%PKB deficytu sektora finansów publicznych.

Widać przewagę polityki nad gospodarką. W polskich rządach zwykle minister finansów był wicepremierem, teraz nie jest.

Do tego bym nie przywiązywał wagi. Ważniejsze, że mamy premiera, który nie jest premierem. Decyzje o „piątce” podjął ktoś spoza rządu. Premier ma tak słabą pozycję polityczną w partii, że nie mógł się na to nie zgodzić. Zwykle premierem jest szef partii rządzącej.

Jarosław Kaczyński decyduje w gruncie rzeczy o wszystkich ważnych kwestiach: o wymiarze sprawiedliwości, polityce zagranicznej , także o polityce gospodarczej. W dodatku politycy PiS zdają sobie sprawę, że „Piątka” teraz, i podobne działania w ostatnich trzech latach , nie rujnują szybko finansów publicznych, a zwiększają natychmiast możliwość sukcesu politycznego. 

Nie lepiej spełnić żądania nauczycieli? 

To jest tylko razem z rodzinami około miliona wyborców. Większość z nich i tak może nie głosować na PiS. Emerytów i rencistów jest 9 mln.

Najbliższe miesiące będą gorące? Różne grupy społeczne widzą, że są pieniądze. 

Nie tyle są, ile mogą być . Ważne, co zrobi rząd. Czy utrzyma regułę 3 proc. deficytu. Pan Kaczyński może podjąć decyzję, że nie musimy być poniżej 3 proc., bo w przeszłości ta reguła była w Polsce i w UE często łamana, a z wyjątkiem Grecji świat się nie zawalił.

Jeżeli pogorszy sytuację w finansach publicznych dostatecznie mocno, to wygra politycznie na najbliższe 4 lata. Później niech się martwi opozycja. To może być jego kalkulacja.

Można znaleźć dobre strony „piątki” PiS?

Zawsze są dobre strony, ale też i koszty. Trzeba patrzeć jakie są zyski netto. W tym przypadku nie chodzi o wydawanie nadwyżki budżetowej, tylko kreowanie przyrostu długu publicznego, więc obciążanie przyszłych pokoleń.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
OECD: lekka poprawa prognozy dla Europy i świata
Gospodarka
Europa mniej atrakcyjna w 2023 r. dla inwestycji zagranicznych
Gospodarka
Czy chińska nadwyżka jest groźna dla świata?
Gospodarka
Agencja S&P Global krytycznie o polityce finansowej Węgier
Gospodarka
20 lat Polski w Unii Europejskiej – i co dalej? Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił