„Dorwać Gunthera" Tarana Killana od piątku na ekranach

Schwarzenegger drwi z siebie w „Dorwać Gunthera" Tarana Killana. Od piątku na ekranach.

Aktualizacja: 24.04.2018 18:22 Publikacja: 24.04.2018 18:11

Arnold Schwarzenegger w tytułowej roli Roberta „Gunthera” Bendika

Arnold Schwarzenegger w tytułowej roli Roberta „Gunthera” Bendika

Foto: kino świat

Nagłówki gazet mówią wszystko: „Zabójca ambasadora znika bez śladu", „Śmierć króla kartelu. Brakuje poszlak", „DJ zamordowany podczas audycji", „6 ciał, zabójca uciekł w rekordowym czasie". Płatny morderca znany jako Gunther sieje śmierć na całym świecie. Profesjonalnie. Bez wpadki. Jego młodszy, ale ambitny kolega Blake Hammon postanawia go zabić. Jak mówi, po to, by w branży stać się numerem jeden. Zbiera najlepszych zabójców z różnych stron – od Manili do Rosji – i proponuje im współpracę przy tym zadaniu. Niełatwym, bo nikt nigdy nie widział Gunthera ani nie wie, gdzie go znaleźć.

Żeby zdokumentować akcję, Blake wynajmuje ekipę filmową. Chce, by powstał film – świadectwo zgładzenia i detronizacji Gunthera.

Dziwna mieszanka konwencji

– Chciałem napisać scenariusz, w którym byłoby to, co najbardziej lubię w kinie: absurdalność w stylu Mela Brooksa, ekscentryczność typowa dla Christophera Guersa, atmosfera niebezpieczeństwa, jaką najlepiej potrafi stworzyć Michael Mann, a do tego spinająca wszystko klamra opowieści znanej z dzieł Luca Bessona – mówił reżyser Taran Killan, który zresztą sam zagrał też w filmie Blake'a. – Nie byłem pewien, jaki będzie efekt końcowy, ale wiedziałem, że musi to być mieszanka konwencji, prawdziwy filmowy bigos.

Co do Brooksa, Manna, Bessona można się zastanawiać, filmowy bigos na pewno na ekranie jest. Najciekawszy wydaje się tu pomysł filmu w filmie, na oczach widza powstaje dokument, bohaterowie mówią do kamery. Ale akcja też toczy się wartko, oscylując między thrillerem, kinem akcji a... kompletnym wygłupem. Momentami tych „atrakcji" jest tak dużo, że w ich natłoku napięcie siada.

Atut filmu? Arnold Schwarzenegger. Ktoś może powiedzieć: kiepsko, skoro wielki gwiazdor, gubernator Kalifornii wraca na ekran w epizodzie, w debiutanckim filmie serialowego aktora. Ale czasem właśnie w takiej roli łatwiej pokazać klasę i dystans do samego siebie.

Herosi w stylu Schwarzeneggera, Bruce'a Willisa, Sylvestra Stallone'a, czyli chodzący testosteron z kina akcji lat 80., wciąż próbują utrzymać się na powierzchni. W dobie mężczyzn pełnych wątpliwości, gdy nawet James Bond ma zmęczoną twarz Daniela Craiga, nie jest im łatwo. Filmy w rodzaju „Niezniszczalnych" przypominają bardziej eksponat z muzeum niż współczesne kino akcji. Dlatego starzy wyjadacze szukają też innych ról. I dobrze, gdy potrafią na własny wizerunek spojrzeć z odrobiną humoru i ironii. Jak Arnold Schwarzenegger.

Syn policmajstra z austriackiego miasteczka Thal, zwycięzca konkursów kulturystycznych, zdobywca tytułów Junior Mister Europe i Mister Universe, w amerykańskim kinie zrobił niebywałą karierę. 188 cm wzrostu, 108 kg wagi, wielkie muskuły, do tego twardy, niemiecki akcent, który każdego innego imigranta z Europy zepchnąłby do ról drugoplanowych. A on został megagwiazdą.

Uosobienie amerykańskiego mitu

Zasłynął jako tytułowy „Conan Barbarzyńca", który mści się za śmierć rodziców, ekskomandos przemierzający Amerykę Południową w poszukiwaniu porywaczy córki z „Commanda", heros walczący z obcymi w „Predatorze", radziecki superagent Żelazna Szczęka z „Czerwonej gorączki", a wreszcie cyborg z „Terminatora". Stał się uosobieniem amerykańskiego narodowego mitu: pucybutem, który zmienił się w milionera. Ba, poślubił nawet dziennikarkę Marię Shriver, siostrzenicę prezydenta Johna Kennedy'ego.

I zawsze szykował sobie zaplecze poza show-biznesem. Skończył ekonomię, świetnie lokował swoje potężne gaże, zaczął też angażować się w akcje społeczne i w politykę. Jeszcze w 1990 roku, za prezydentury George'a Busha seniora, został przewodniczącym prezydenckiej rady do spraw sportu, później stanowej rady Kalifornii. A w latach 2003–2010 był gubernatorem tego stanu. W pierwszej elekcji dostał niemal 50 proc. głosów, gdy wybierano go na to stanowisko po raz drugi – 56 proc. Zyskał przydomek Governator (od terminatora) lub Conan the Republican (Conan Republikanin).

W internecie można było przeczytać o jego wpadkach, był twardym, konserwatywnym gubernatorem, nigdy nie podpisał aktu ułaskawienia, choć za jego kadencji wykonano wyroki śmierci na trzech przestępcach. Ale Kalifornia go polubiła. W bogatym stanie ograniczył przywileje socjalne i obniżył podatki, zmniejszając koszty prowadzenia biznesu.

A kino? „Ja tu jeszcze wrócę" – zapowiadał w „Terminatorze". I rzeczywiście wrócił, ale tylko na chwilę. „Dajcie tę robotę mojemu przyjacielowi, on lubi zabawy w dżungli!" – mówił w „Niezniszczalnych" Arnold Schwarzenegger, wskazując na Sylvestra Stallone'a. Potem wyraźnie zmienił zdanie, bo zaczął pojawiać się na ekranie coraz częściej: w kolejnych częściach „Niezniszczalnych", w serialach, nawet w grze wideo.

Rozliczenie ze sławą

Na tym tle jego rola w „Dorwać Gunthera" wydaje się ciekawa. To rodzaj rozliczenia ze sławą. Lekko przebrzmiałą. Ale też zaznaczenie własnej wartości. Te zdania wygłaszane przez Gunthera do młodszego kolegi-zabójcy zostały przez Tarana Killana napisane wyraźnie pod niego:

– Wasze pokolenie jest takie roszczeniowe. Wszystko byście chcieli od razu. Ja wspiąłem się na sam szczyt, jak przystało. Zapracowałem na sukces. Nauczyłem się wydzierać ludziom kręgosłup za darmo i wyszarpywać serce, by pożreć je jeszcze bijące. Robię to prawie 50 lat i jestem, k..., mistrzem.

Ale czy stary heros Arnie naprawdę ma do siebie dystans? Czy 70 lat i choroba serca, która go dopadła, to wystarczający powód, by zapomniał o dawnym wizerunku i pozwolił sobie na trochę ironii, słabości? Na lata 2017–2018 zapowiadane są kolejne filmy z jego udziałem: „The Legend of Conan", „Kung Fury", nawiązanie do „Terminatora"... ©?

Nagłówki gazet mówią wszystko: „Zabójca ambasadora znika bez śladu", „Śmierć króla kartelu. Brakuje poszlak", „DJ zamordowany podczas audycji", „6 ciał, zabójca uciekł w rekordowym czasie". Płatny morderca znany jako Gunther sieje śmierć na całym świecie. Profesjonalnie. Bez wpadki. Jego młodszy, ale ambitny kolega Blake Hammon postanawia go zabić. Jak mówi, po to, by w branży stać się numerem jeden. Zbiera najlepszych zabójców z różnych stron – od Manili do Rosji – i proponuje im współpracę przy tym zadaniu. Niełatwym, bo nikt nigdy nie widział Gunthera ani nie wie, gdzie go znaleźć.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Rekomendacje filmowe na weekend: Stara Anglia, Sudan i miasto bogów
Film
Solidarność’24: dawne ofiary Margaret Thatcher pomagają syryjskim uciekinierom
Film
Tajemnica zaginionego ciała Wandy Rutkiewicz na Millenium Docs Against Gravity
Film
Laureaci i laureatki MASTERCARD OFF CAMERA 2024
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Film
Nie żyje aktor Bernard Hill. Miał 79 lat