Z istnienia transfobii – czyli uprzedzeń wobec osób po zmianie płci – jakoś niejasno zdawałem sobie sprawę. Jednak transfobiczny tweet (ang: transfobic tweet), przyznacie państwo, brzmi złowrogo. Sam już właściwie nie wiem, czy bardziej przerażające są transfobiczne tweety po polsku czy po angielsku. Bo choć cała afera zaczęła się w Wielkiej Brytanii, to i u nas przekaz za lewicowymi brytyjskimi mediami (innych zresztą właściwie nie ma) powtórzyło kilka redakcji. Tych szczególnie zasłużonych, jak np. „Gazeta Wyborcza", w walce z miazmatami kultury patriarchalnej, opresyjnej czy wręcz transfobicznej. Nie wahajmy się użyć tego straszliwego słowa. Od słowa zresztą się zaczęło. Poszło o to, że Rowling zakpiła z określenia „ludzie, którzy mają menstruację". Nieopatrznie zasugerowała, że tymi ludźmi są kobiety. To spotkało się ze zgodnym potępieniem mediów i samego Harry'ego Pottera, znaczy aktora Daniela Radcliffe'a. Dowiedli pisarce, że tak mogą myśleć tylko ludzie złej woli, niewyedukowani, transfobiczni. Bo przecież mogą też istnieć niekobiety, które mają menstruację.

Ile ich jest na świecie? Coś koło zera, choć może to być liczba nieco większa niż zero, bo, jak wiemy, współczesna medycyna czyni cuda. Dzięki temu pewnie wkrótce doczekamy się mężczyzn rodzących dzieci. A może już doczekaliśmy, tylko ja to przegapiłem. Warto zresztą dodać, że wykluczające jest nie tylko określenie „kobiety, które mają menstruację", ale też „kobiety w ciąży". To też jest sformułowanie transfobiczne, krzywdzące osoby transgenderowe. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Danii jakiś czas temu zwróciło się nawet w tej sprawie do ONZ. Dziwne, że nie do NASA, bo w kosmosie nie takie wykluczenia są możliwe.

Tak, tak, szanowni państwo, to jest kosmos. Politycznie poprawne elity krajów sytego Zachodu orbitują tam już od jakiegoś czasu. Nie zwracając uwagi na realne problemy świata, o których od czasu do czasu niepotrzebnie przypomina im jakaś pandemia czy „relokacja imigrantów", koncentrują się na problemach nieistniejących. Takich jak transfobia kobiet w ciąży i tych, które mają menstruację. Najwyraźniej wydaje im się, że jeśli zmienią język i napiętnują tych, którzy tym zmianom poddać się nie chcą, to zmienią też rzeczywistość. I, niestety, mają rację.