Ministerstwo Edukacji i Nauki, decydując się na uruchomienie nauki stacjonarnej w klasach 1–3, zapewniało, że lekcje będą odbywały się w ścisłym reżimie sanitarnym. Szef resortu Przemysław Czarnek mówił o tzw. bańkach. I choć w przedstawionych tydzień temu wytycznych słowo to się nie pojawiło, wydaje się, że minister miał na myśli, że poszczególne klasy i nauczyciele nie będą się ze sobą kontaktować.
Problem jednak w tym, że MEiN zapomniało o nauczycielach języków obcych, religii, muzyki czy wychowania fizycznego. W wielu szkołach zajęcia te prowadzą nauczyciele przedmiotowi, którzy równocześnie prowadzą lekcje w wielu klasach, więc jeśli zachorują, mogą zakazić pół szkoły.
– Nie ma jeszcze oficjalnego dokumentu, który by precyzował zasady powrotu do szkoły, ale już zastanawiamy się, w jaki sposób zorganizować bezpieczne lekcje z tych przedmiotów – mówi Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. – Najlepszym rozwiązaniem byłyby lekcje online. Nie wiadomo jednak, kto by zapłacił za opiekę nad dziećmi sprawowaną w szkole – dodaje przedstawiciel dyrektorów.
Ale takie rozwiązanie nie wchodzi w grę. – Nauczanie hybrydowe w przypadku jednej lub kilku godzin w ciągu dnia lub tygodnia zajęć języka obcego, informatyki, religii czy muzyki jest sprzeczne z obecnym założeniem powrotu uczniów klas 1–3 do szkoły i nauczania stacjonarnego – tłumaczy rzeczniczka MEiN Anna Ostrowska.
Resort nie precyzuje, w jaki sposób mają teraz funkcjonować szkoły, twierdząc, że ministerialne wytyczne dlatego są tak ogólne, żeby każda szkoła mogła łatwo je do siebie dostosować. I zmienić zasady działania tam, gdzie jest to możliwe. – Jeżeli zmiana nie jest możliwa w tym obszarze, dyrektor powinien szczególnie doprecyzować procedurę postępowania w przypadku przechodzenia nauczyciela do różnych klas – wyjaśnia Ostrowska.