Okres zdalnej nauki to wyzwanie dla wielu osób, będących częścią systemu oświaty w Polsce. Problemy uczniów dotyczą między innymi takich kwestii, jak dostęp do odpowiedniego sprzętu, czy zagwarantowanie sobie właściwych warunków do nauki. Uczniowie z nowymi technologiami obcują jednak na co dzień o wiele bliżej niż nauczyciele.
Szkoły, czy samorządy rzadko oferowały swoim pracownikom szkolenia w zakresie zdalnego nauczania, nie było czasu na myślenie o tym czy prowadzący zajęcia mają ku temu odpowiednie warunki (dostęp do internetu, sprzęt). Nauczyciele, tak jak uczniowie, musieli zmienić tryb pracy z dnia na dzień, z tą jednak różnicą, że kwestie technologiczne okazały się dla części z nich barierą trudną do pokonania. Stali się więc obiektem żartów i krytyki.
Po kilku miesiącach pandemii internet jest pełny nagrań, pokazujących zachowanie uczniów, bądź prowadzących zajęcia, przy czym na ekranie zawsze widać wizerunek nauczyciela, czy wykładowcy. Słuchacze często wyłączają kamery.
– Szkoda, że nikt nie robi z tego problemu. Prowadzący różnie na to reagują, bo granicą jest to, co kogoś śmieszy. To kwestia bardzo indywidualna. Jedni mogą mieć dużo dystansu i wysoką granicę tolerancji, inni mniejszą – komentuje Adam Tarnowski, doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika.
On sam, na początku swoich wykładów, prosił studentów o wypełnienie ankiety ze zgodą na nagrywanie spotkań, by później udostępnić je do ponownego odtworzenia. Twierdzi, że to kwestia nie tylko przepisów, ale także szacunku do odbiorców. Po drugiej stronie nie zawsze można liczyć na taki profesjonalizm. Zdaniem doktora, zawód nauczyciela, czy wykładowcy akademickiego wiąże się w pewnym sensie z udostępnianiem swojego wizerunku – nawet podczas nauki stacjonarnej, a kwestie wykorzystywania tego przez uczniów i studentów to kwestia ryzyka zawodowego.