Przywódca laburzystów Jeremy Corbyn od dziesięcioleci utrzymuje dwuznaczne podejście do integracji. Zaś w czerwcu 2016 r. 40 proc. zwolenników partii głosowało za wyjściem ze Wspólnoty. Ale mimo to we wtorek na zjeździe w Liverpoolu aktywiści ugrupowania zmusili Corbyna do podpisania apelu o przeprowadzenie ponownego referendum. Za takim rozwiązaniem było 86 proc. z nich.
Andrew Wishart z londyńskiego instytutu Capital Economics mówi „Rz", że w liczącej 650 deputowanych Izbie Gmin zapewne byłaby większość dla organizacji takiego głosowania. Opowiedziałoby się za nim – poza Partią Pracy (257 posłów) – kilkunastu torysów, cała Szkocka Partia Narodowa (35) i Liberalni Demokraci (12) oraz niektórzy deputowani z Irlandii Północnej.
Czytaj także: Twardy brexit najbardziej uderzy w Irlandię i w Polskę
Jednak Corbyn na razie nie wystąpi z inicjatywą w tej sprawie. Zbyt duże jest ryzyko, że Brytyjczycy uznaliby, iż chce się sprzeniewierzyć demokratycznemu mandatowi, jaki naród udzielił rządowi, opowiadając się za brexitem dwa lata temu. To zaś mogłoby podciąć bardzo dobre dziś notowania laburzystów, którzy w sondażach idą łeb w łeb z torysami. Steve Turner, zastępca szefa związanego z Partią Pracy największego związku zawodowego kraju Unite, ostrzegł, że jeśli miałoby dojść do nowego referendum, to tylko w sprawie warunków brexitu, a nie tego, czy ma on w ogóle nastąpić.
Rzecznik partii Keir Starmer co prawda temu zaprzeczył. – Opcja pozostania w Unii będzie na stole – zapewnił. Jednak inicjatywa przeprowadzenia nowego referendum pojawi się najpewniej, dopiero gdy negocjacje między Brukselą i Londynem zostaną zerwane.