Wielu rodzicom nadal wydaje się, że składka na ubezpieczenie to swego rodzaju mus i tradycja. Tak jak składka na komitet rodzicielski. Zawsze tak było, jest i będzie. Niespecjalnie zastanawiają się nad tym, co im taka polisa daje itp. Z drugiej strony coraz więcej osób szuka ubezpieczenia na własną rękę. Ci z kolei zazwyczaj chleliby zapłacić jak najmniej, a jednocześnie oczekują wysokich odszkodowań. Pogodzenie tego wydaje się nierealne.

Uczniowie, zwłaszcza szkół podstawowych, wydają się na pierwszy rzut oka wyjątkowo mocno narażeni na wszelkie zdarzenia losowe. Wystarczy choć na kilka minut stanąć przy placu zabaw, by zobaczyć pełne spektrum zachowań sprzecznych z zaleceniami producentów sprzętu dla dzieci, zaprzeczającym logice i rzekomo przypisanemu każdej istocie ludzkiej strachowi przed upadkiem na twardą nawierzchnię.

Ubezpieczanie się przed skutkami różnych typu zdarzeń losowych też niezbyt wpisuje się w tradycję polskich zachować konsumenckich. W przypadku dorosłych ta świadomość rośnie – wiadomo, wypadek to potencjalnie niezdolność do pracy, więc przynajmniej od drastycznego zmniejszenia zarobków coraz więcej osób się ubezpiecza.

Z dziećmi już niekoniecznie się to sprawdza, a niesłusznie. Przynajmniej od odpowiedzialności cywilnej rodzice powinni się zabezpieczyć. Pociechy mają dzisiaj nieograniczoną fantazję nie tylko w zakresie akrobacji na placach zabaw, ale także w zakresie wyrządzania szkód, których usuwanie okazuje się nad wyraz kosztowne i czasochłonne.