Białoruś: W długiej kolejce do głosowania

Gdy w niedzielę Białorusini wybierali prezydenta, w kraju wyłączono internet, a do stolicy ściągnięto żołnierzy. Władze uderzyły w sztab opozycji aresztowaniami.

Aktualizacja: 09.08.2020 20:46 Publikacja: 09.08.2020 19:09

Biała opaski na rękach, biało-czerwono-białe flagi – mobilizacja opozycji była widoczna na ulicach M

Biała opaski na rękach, biało-czerwono-białe flagi – mobilizacja opozycji była widoczna na ulicach Mińska nawet w dniu głosowania

Foto: AFP

Gdy tylko rządzący od 1994 roku prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko oddał głos w lokalu wyborczym, natychmiast zaczął atakować swoich przeciwników politycznych.

– Nie uważam tego człowieka za konkurenta. To państwo (zwrócił się do przedstawicieli mediów – red.) zrobiliście z niej czołową rywalkę, a ona przecież przyznaje, że nie wie, gdzie trafiła i co ma robić – mówił o Swiatłanie Cichanouskiej, która w ostatnich tygodniach stała się symbolem nadziei dla przeciwników reżimu na Białorusi.

Wystartowała zamiast aresztowanego męża i popularnego blogera Siarheja Cichanouskiego. Gdy w niedzielę głosowała w Mińsku, kilkaset osób zgromadziło się, by ją przywitać. Tłum dziennikarzy całkowicie sparaliżował pracę lokalu wyborczego. Już po oddaniu głosu zaapelowała do wszystkich członków komisji wyborczych, by „uczciwie policzyli głosy". – Nie chcę powtórki z 2010 roku – rzuciła, mając na myśli brutalną pacyfikację powyborczych protestów, gdy aresztowano niemal wszystkich rywali Łukaszenki.

Samochody pancerne i płoty w centrum

Jeszcze w sobotę wieczorem białoruskie służby otoczyły wszystkie najważniejsze budynki rządowe metalowymi ogrodzeniami, a od rana mieszkańcy Mińska zauważyli kolumny wojskowych samochodów ciężarowych wjeżdżających do miasta. Niezależne media informowały, że na trasach prowadzących do stolicy postawiono też wojskowe samochody opancerzone, a funkcjonariusze drogówki wybiórczo kontrolowali wjeżdżające pojazdy. Najwięcej służb zgromadzono w okolicy rezydencji prezydenta przy ul. Karola Marksa. – To straszne, wszystkie budynki rządowe otoczone przez służby. W centrum miasta roi się od mundurowych – mówił w niedzielę po południu „Rzeczpospolitej" Franak Wiaczorka, opozycyjny dziennikarz pracujący dla białoruskiej redakcji Radia Swoboda.

– Białoruś została odcięta od internetu, raz na jakiś czas pojawia się dostęp do aplikacji Telegram poprzez serwer proxy i Messengera, cała reszta leży. Białorusinom odcięto dostęp do niezależnych mediów i komunikatorów. Mieliśmy transmisję z Mińska, ale statystyki wskazują, że mamy jedynie widzów z zagranicy – dodaje.

Frekwencja: rozbieżne dane o głosujących

Centralna Komisja Wyborcza poinformowała, że do soboty włącznie zagłosowało ponad 40 proc. Białorusinów (ordynacja przewiduje wcześniejsze oddanie głosu), a już w południe w niedzielę ogłoszono, że wybory są ważne, ponieważ frekwencja przekroczyła 50 proc. O godz. 16 miało zagłosować ponad 73 proc. uprawnionych. Tymczasem obserwująca wybory inicjatywa „Uczciwi ludzie" (honestby.org) informowała o dziesiątkach zatrzymanych obserwatorów w całym kraju. Niezależni obserwatorzy odnotowywali pustki w lokalach wyborczych podczas wcześniejszego głosowania, choć w niedzielę Białorusini ustawili się w kolejkach do lokali wyborczych. A do tego właśnie nawoływał sztab Cichanouskiej, by głosować wyłącznie w niedzielę.

– Mieszkam pod Mińskiem w sporej wsi Tarasawa. Czegoś takiego nie pamiętam. Niemal dwie godziny stałem w kolejce, by oddać głos. Sporo ludzi miało białe opaski (symbol przeciwników reżimu). Zapytałem przewodniczącego komisji, ile mieszkańców zagłosowało przed niedzielą. O dziwo, pokazał protokół, z którego wynikało, że zaledwie 4 proc. Zdziwiłem się, bo przecież CKW mówi o ponad 40 proc. w skali kraju. Nie wykluczam, że część komisji wyborczych policzy uczciwie – mówił w niedzielę „Rzeczpospolitej" Iosif Siaredzicz, redaktor naczelny opozycyjnej gazety „Narodnaja Wola". – Władze zastraszają społeczeństwo sprzętem wojskowym i służbami. Wolałbym jednak, by nie było zamieszek. Niechby się zebrało kilkaset tysięcy ludzi po wyborach, ale na legalnym proteście, bez konfrontacji – twierdzi.

Gigantyczne kolejki utworzyły się też pod wieloma ambasadami Białorusi na świecie, m.in. w Londynie, Moskwie, Wilnie, ale również w Warszawie, gdzie głosować chciało nawet kilka tysięcy osób. – Nie wierzymy białoruskiej CKW, która od ćwierćwiecza fałszuje wybory. Pod ambasadą przeprowadzamy własny exit poll, którego wyniki ogłosimy po zakończeniu głosowania – zapowiadał„Rzeczpospolitej" Aleś Zarembiuk, szef Białoruskiego Domu w Warszawie.

Alternatywne liczenie głosów zablokowane

Największy w historii exit poll miał się odbyć za pośrednictwem portalu Głos (belarus2020.org), na którym zarejestrowało się ponad 1,1 mln Białorusinów. Rywalka Łukaszenki przez całą kampanię namawiała, by jej zwolennicy nie tylko nosili białe opaski, ale też robili zdjęcia swoich kart wyborczych i przesyłali je za pośrednictwem komunikatorów Viber czy Telegram. W niedzielę wieczorem sztabowcy Cichanouskiej poinformowali jednak, że strona została zaatakowana i nie mają nad nią kontroli, ale zapewniali, że „głosy" się nie zmarnują. Wyniki pierwszego w historii kraju alternatywnego głosowania opozycja miała ogłosić w niedzielę o godz. 22.

W tym samym czasie, zgodnie z rozpowszechnianym od kilku dni planem (do którego nie przyznaje się żaden ze sztabów), Białorusini mieli zacząć się gromadzić w centrach miast. W stolicy protest miał się odbyć niedaleko centrum, przy obelisku „Mińsk – miasto bohater".

Areszt albo emigracja

W dniu głosowania Cichanouską opuściła jedna z jej dwóch najbliższych towarzyszek – Weronika Cepkało. Żona wyeliminowanego z wyborów rywala Łukaszenki Waleryja Cepkały, podobnie jak mąż, musiała uciekać za granicę. W niedzielę pojawiła się pod Ambasadą Białorusi w Moskwie, mąż był w tym czasie również pod ambasadą, ale w Warszawie.

Wieczorem w sobotę aresztowana została Maria Maroz, szefowa sztabu Cichanouskiej. Jednak sama rywalka Łukaszenki oraz pomagająca jej Maria Kalesnikowa (szefowa sztabu aresztowanego Wiktara Babaryki, byłego prezesa rosyjskiego Biełgazprombanku) podkreślały, że nie zamierzają opuszczać kraju.

– Jeżeli reżim przetrwa, to Białoruś czekają masowe represje i całkowita likwidacja niezależnych mediów – mówił w niedzielę „Rzeczpospolitej" Paweł Usow, znany białoruski politolog. – Ale Białoruś już nigdy nie będzie taka jak wcześniej, nastroje opozycyjne będą rosnąć. Łukaszence pozostały jedynie milicja i armia – dodaje.

Gdy tylko rządzący od 1994 roku prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko oddał głos w lokalu wyborczym, natychmiast zaczął atakować swoich przeciwników politycznych.

– Nie uważam tego człowieka za konkurenta. To państwo (zwrócił się do przedstawicieli mediów – red.) zrobiliście z niej czołową rywalkę, a ona przecież przyznaje, że nie wie, gdzie trafiła i co ma robić – mówił o Swiatłanie Cichanouskiej, która w ostatnich tygodniach stała się symbolem nadziei dla przeciwników reżimu na Białorusi.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 804
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 803
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 801
Świat
Chciał zaprotestować przeciwko wojnie. Skazano go na 15 lat więzienia
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 800