Stołeczny adwokat Adam Sz. nie potrafił utrzymać nerwów na wodzy i w piśmie do prokurator wskazał, że ta nie wie, czym jest instytucja podejrzanego. Podzielił się również kolejnym spostrzeżeniem, że gdyby prokurator przeczytała kodeks postępowania karnego, to „zapewne wiedziałaby, jak ogłosić postanowienie o przedstawieniu zarzutów”.
Za swą działalność epistolarną został ukarany przez sądy samorządowe. W pierwszej instancji na karę pieniężną w wysokości trzykrotności średniego wynagrodzenia za pracę. W drugiej instancji karę zmniejszono do dwukrotności.
W ocenie obwinionego kara była niehumanitarna, a on nie powinien w ogóle być karany, ponieważ korzystał z wolności słowa. Napisał więc kasację do Sądu Najwyższego. Dowodził w niej również, że w adwokackim kodeksie etyki nie istnieją przepisy, które swoim zachowaniem mógłby naruszyć. Powyższe nie przekonało Izby Dyscyplinarnej. Kasacja została oddalona jako oczywiście bezzasadna.
Czytaj też: Adwokat bez kary dyscyplinarnej za słowa o „białych” sędziach
– Od samego początku nie było żadnych szans na uwzględnienie tej kasacji – wskazał sprawozdawca sędzia Adam Tomczyński.