– Może to zabrzmieć trywialnie, ale uważam, że miasto mnie potrzebuje. Znajduje się ono obecnie na równi pochyłej i jeśli chcę w nim żyć, muszę coś dla niego zrobić – mówi poseł PO Paweł Suski. W listopadowych wyborach kandyduje na burmistrza Wałcza w województwie zachodniopomorskim.
Posłów w podobnej sytuacji jest w Sejmie 50. Jarosław Katulski z PO i Zofia Popiołek z Twojego Ruchu chcą zasiąść w sejmikach. Pozostali walczą o fotele wójtów, burmistrzów i prezydentów miast.
Podobnie liczna grupa 52 posłów kandydowała przed czterema laty. Mandaty zdobyło tylko 13. Skąd więc ten pęd do wyborów lokalnych?
Gdy ich o to pytamy, zazwyczaj mówią, że są zadaniowcami, którzy wolą wyzwania w samorządzie od tworzenia prawa na Wiejskiej. Politolog dr hab. Rafał Chwedoruk uważa jednak, że przede wszystkim chcą się ochronić przed porażką w przyszłorocznych wyborach do Sejmu. – Niezależnie od tego, czy PO będzie partią numer jeden czy numer dwa, nie powtórzy swojego wyniku wyborczego, a klub będzie dużo szczuplejszy – tłumaczy.
To właśnie posłowie PO dominują w grupie kandydatów na samorządowców. Jest ich 23, a wśród nich trudno się dopatrzyć łatwo rozpoznawalnych nazwisk. Przykładowo na prezydentów Chełma i Słupska kandydują Grzegorz Raniewicz i Zbigniew Konwiński, a na burmistrzów Śmigla i Jarosławia Małgorzata Adamczak i Tomasz Kulesza.