Na razie tylko perswazja
Na przeszkodzie odwołania Mariana Banasia wbrew jego woli stoi zaś konstytucja. W art. 205 stanowi ona, że prezes NIK jest powoływany przez Sejm za zgodą Senatu, na sześć lat, a sytuacje, w których może być odwołany, wskazuje ustawa o NIK. Żadnej z nich Banaś obecnie nie spełnia: nie rzekł się stanowiska; nie stał się trwale niezdolny do pełnienia obowiązków na skutek choroby; nie został skazany prawomocnym wyrokiem sądu za przestępstwo; nie złożył niezgodnego z prawdą oświadczenia lustracyjnego stwierdzonego orzeczeniem ani też Trybunał Stanu nie orzekł w stosunku do niego zakazu zajmowania kierowniczych stanowisk.
Jakiś początek postępowania przeciwko prezesowi NIK mogłoby dać postępowanie karne, gdyby oczywiście były do tego podstawy. Na początku Sejm musiałby wyrazić zgodę na pociągnięcie go do odpowiedzialności karnej.
I dopiero w takiej sytuacji można sobie wyobrazić ustawowe rozszerzenie przesłanek odwołania prezesa NIK, np. gdy z powodu aresztowania nie może pełnić dłużej niż przez trzy miesiące obowiązków. Ale to wymaga orzeczenia sądu.
– Ta nowa okoliczność odwołania szefa NIK musiałaby być określona jako nadzwyczajna – ocenia Marek Chmaj, konstytucjonalista z Uniwersytetu SWPS.
Wojciech Hermeliński, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej, uważa, że byłoby to jednak obejście konstytucji, i to „na wydrę”, więc jedynym wyjściem jest perswazja. Uważa nadto, że gdyby wprowadzono nowe przesłanki odwołania prezesa NIK, to mogą one skutkować na przyszłość – tak jak to było ze skróceniem wieku emerytalnego sędziów.
„Nie” dla specjalnej ustawy
Słyszy się też, że być może należy zmienić konstytucję i tą drogą rozwiązać „problem Banasia”, ale to płonne nadzieje. Po pierwsze, PiS nie ma wystarczającej większości w żadnej z izb parlamentu do takiej zmiany (musiałaby się w nią zaangażować opozycja), poza tym taka nowela wymagałaby co najmniej kilku miesięcy.