Ekonomia bardzo polityczna

Główny problem ze strefą euro polega na tym, że gospodarka kraju członkowskiego może łatwo stracić równowagę, a proces jej odzyskiwania może być długi, bolesny i niepewny.

Publikacja: 24.02.2013 23:37

Ekonomia bardzo polityczna

Foto: Rzeczpospolita

Red

Gdy na początku lat 90. ubiegłego wieku wprowadzono system izby walutowej w Argentynie (sztywny kurs), wydawało się, że przyniosło to trwały sukces, skoro przez szereg lat gospodarkę Argentyny charakteryzował przyzwoity wzrost i niska inflacja. Dla Daniego Rodrika (sławnego profesora Uniwersytetu Harvarda) wprowadzenie izby walutowej było przykładem „głębokiej" integracji z gospodarką globalną, a więc takiej, która oznacza wyrzeczenie się między innymi możliwości wykorzystywania polityki pieniężnej jako instrumentu pomagającego gospodarce powracać na ścieżkę zrównoważonego wzrostu.

Z różnych względów, których z braku miejsca tu nie przypomnimy, Argentyna utraciła konkurencyjność wobec swych głównych partnerów handlowych. Starano się ją odzyskać, tnąc wydatki budżetowe i zamrażając płace. W końcu system izby walutowej załamał się, ponieważ wśród polityków nie było już chętnych, by zasiadać w kolejnych rządach uchwalających dalsze cięcia wydatków.

Dla Daniego Rodrika był to klasyczny przykład konfliktu, jaki się pojawia pomiędzy „głęboką" integracją  a możliwością niezakłóconego funkcjonowania demokracji w sytuacji, gdy rządy są odpowiedzialne za to, że gospodarka popada w kłopoty, a nie mają już instrumentów, by temu zapobiec w miarę szybko i skutecznie.

Konsensus waszyngtońsko-brukselski

Liberalizacja gospodarki Argentyny i jej „głębokie" zintegrowanie z gospodarką globalną było w dużej mierze niczym innym jak wdrożeniem tzw. konsensusu waszyngtońskiego, zaproponowanego między innymi przez Johna Williamsona.  Konsensus waszyngtoński zalecał liberalizację gospodarki i maksymalne ograniczenie możliwości ingerowania państwa w gospodarkę. Zalecenia te wynikały z przekonania,  że polityka fiskalna może stanowić główne zagrożenie dla równowagi gospodarczej.

Tworzeniu strefy euro towarzyszył podobny sposób myślenia. Dlatego Paul De Grauwe (wielki zwolennik integracji europejskiej) określił ten sposób myślenia (odrobinę uszczypliwie) jako konsensus waszyngtońsko-brukselski. W okresie tworzenia strefy euro także zakładano, że zagrożenie dla równowagi gospodarczej może przyjść tylko ze strony nierozważnej polityki fiskalnej rządów. Zakładano, że przy braku innych poważnych zagrożeń stabilizowanie inflacji przez EBC wystarczy, by zapewnić równowagę w gospodarkach krajów członkowskich. Wiara ta wynikała z przekonania, że decyzje zapadające w sektorze prywatnym są ze swej natury racjonalne – nie mogą prowadzić do nierównowagi w gospodarce. Zwłaszcza dzisiaj i zwłaszcza w odniesieniu do banków trudno znaleźć coś, co byłoby bardziej zabawne.

Konsensus waszyngtońsko-brukselski obejmował także założenie, że gospodarki strefy euro staną się modelowo elastyczne i będą dzięki temu samoczynnie i szybko wracać do stanu równowagi nieomal bez pomocy polityki gospodarczej. Uspokajano się w ten sposób, że wspólny budżet w strefie euro nie będzie potrzebny, skoro gospodarki same będą wydobywać się z kłopotów, jeśli coś wytrąci je z równowagi. W rzeczywistości reformy strukturalne, o których mówi się od czasu utworzenia strefy euro, nie mogą ani szybko, ani całkowicie wyeliminować jej problemów strukturalnych.

Rosnąca dywergencja

Dzisiaj nie trzeba już nikogo przekonywać, że problemami trapiącymi różne kraje strefy euro są utrata konkurencyjności, niemożność szybkiego powrotu do równowagi i ryzyko chronicznej stagnacji, w której tkwią od czasu przyjęcia euro Włochy, pomimo że – o czym rzadko pamiętamy – wciąż mają one relatywnie duży i nowoczesny przemysł generujący spore dochody i oszczędności.

Jedną z przyczyn takiej sytuacji był relatywnie szybki wzrost jednostkowych kosztów pracy w dużej części gospodarek strefy euro. Słyszymy w tej sprawie pocieszające deklaracje, że wyleczy je z tej choroby liberalizacja rynków pracy i spowodowane nią spowolnienie tempa wzrostu płac. Można mieć jednak wątpliwości, czy da się to łatwo osiągnąć. Wątpliwości biorą się stąd, że owszem, jest prawdą, iż liberalizacja rynku pracy pomogła w Niemczech utrzymywać bardzo niskie tempo wzrostu płac, ale było to w dużej mierze także efektem ogromnej skali przenoszenia pracochłonnych faz produkcji za granicę (głównie do krajów naszego regionu). Pozostałe kraje strefy euro nie mogą wziąć w tym względzie przykładu z Niemiec – nie mają tak wielu dużych przedsiębiorstw.

Trudno także sobie wyobrazić szybkie wyeliminowanie nierównowag w gospodarkach krajów strefy euro, jeśli saldo wymiany handlowej w przypadku dóbr wytwarzanych przez nowoczesne przemysły wynosi w Niemczech (w świetle badań McKinsey) 10 proc. PKB, a w Hiszpanii jest ono ujemne i sięga 9 proc. PKB. Równie wymowne są różnice w tempie procesu deindustrializacji w różnych krajach strefy euro. W Niemczech, podobnie jak w innych krajach rozwiniętych, udział zatrudnionych w przemyśle stale maleje ze względu na ich rosnącą wydajność, ale już udział wartości dodanej tworzonej w przemyśle utrzymuje się od lat niezmiennie na poziomie 22 proc., podczas gdy we Francji obniżył się od czasu utworzenia strefy euro z 15 do 10 proc. W Niemczech w nowoczesnych branżach przemysłu pracuje 9 proc. zatrudnionych, a we Francji już tylko 4 proc.

Zmiany na kredyt

Odzyskanie konkurencyjności przez Francję, Włochy i Portugalię będzie boleśniejsze, niż miało to miejsce w Estonii i Irlandii. Trzeba bowiem wziąć pod uwagę, że jeśli sektor eksportowy ma odzyskać w jakimś kraju konkurencyjność, to konieczne jest obniżanie płac w całej gospodarce ze względu na to, że istnieje jeden rynek pracy, a nie osobny dla sektora eksportowego i pozostałych. Z tego względu, jeśli gospodarka danego kraju jest mała i otwarta na wymianę, to rzeczywiście obniżenie popytu krajowego i kosztów pracy może – dzięki wzrostowi eksportu – względnie szybko poprawić koniunkturę, jak stało się to w Irlandii i Estonii. Problem w tym, że we Włoszech, Francji, Hiszpanii, a nawet w Portugalii relacja eksportu do PKB kształtuje się wyraźnie poniżej 30 proc. W tej sytuacji koszty odzyskania konkurencyjności przez te kraje będą relatywnie duże, ponieważ ograniczanie popytu krajowego zostanie w relatywnie małej części zrekompensowane wzrostem eksportu.

Co więcej, koszty odzyskiwania konkurencyjności przez kraje południowej części strefy euro są nierównomiernie rozłożone. To one będą musiały nieomal w całości je ponieść. Wynika to w dużej mierze z deficytu demokratycznego w strefie euro, a więc z sytuacji, w której procesowi przenoszenia decyzji na szczebel europejski nie towarzyszy odpowiedni proces tworzenia mechanizmów demokratycznych. Decyzje o kształcie programów dostosowawczych w Hiszpanii i Portugalii nie zapadają w Parlamencie Europejskim, lecz w wyniku ustaleń międzyrządowych, a w części decydują o tym także setki młodych ludzi zatrudnionych w dealingach wielkich banków, którzy sprzedają lub kupują obligacje różnych krajów pod wpływem tego, co wyczytują codziennie w przesuwających się przed ich oczami paskach z doniesieniami globalnych agencji informacyjnych.

Dani Rodrik uważa, że obecne zmiany instytucjonalne w strefie euro dokonują się, mówiąc w przenośni, na kredyt, ponieważ następują kosztem pogłębiania się deficytu demokratycznego w systemie zarządzania strefą euro. Problem deficytu demokratycznego pozostanie aktualny, ponieważ dalsze różnicowanie się rozwoju gospodarek strefy euro będzie rodziło potrzebę wspólnego budżetu federalnego i automatycznych transferów fiskalnych. To zaś nie stanie się bez tworzenia demokratycznych mechanizmów podejmowania decyzji na szczeblu europejskim. Paul De Grauwe od lat powtarza, że strefa euro będzie musiała wybierać pomiędzy rozwiązaniem tego problemu i swym przetrwaniem.

Autor jest profesorem SGH i dyrektorem Instytutu Ekonomicznego NBP. Był członkiem Rady Polityki Pieniężnej. Tekst wyraża jego własne poglądy.     W poniedziałek  w krakowskim oddziale NBP odbędzie się pierwsza debata z serii spotkań pt. „Polska w drodze do euro" z udziałem m.in. profesorów Jerzego Hausnera i Andrzeja Wojtyny.

Pisali w Rzeczpospolitej

Andrzej Wojtyna Sprawa euro: dyskusja czy różne wypowiedzi?,  5.02.2013 r.

Tomasz Ciszak Strefa euro: pociąg odjedzie w 2020, 8.01.2013 r.

Gdy na początku lat 90. ubiegłego wieku wprowadzono system izby walutowej w Argentynie (sztywny kurs), wydawało się, że przyniosło to trwały sukces, skoro przez szereg lat gospodarkę Argentyny charakteryzował przyzwoity wzrost i niska inflacja. Dla Daniego Rodrika (sławnego profesora Uniwersytetu Harvarda) wprowadzenie izby walutowej było przykładem „głębokiej" integracji z gospodarką globalną, a więc takiej, która oznacza wyrzeczenie się między innymi możliwości wykorzystywania polityki pieniężnej jako instrumentu pomagającego gospodarce powracać na ścieżkę zrównoważonego wzrostu.

Pozostało 93% artykułu
Ubezpieczenia
PZU z nową strategią. W niej sprzedaż Aliora do Pekao, wzrost zysku i dywidendy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ubezpieczenia
Artur Olech, prezes PZU. O zbrodniach przeszłości i planie na przyszłość
Ubezpieczenia
PZU zaskoczyło na plus wynikami. Kurs mocno w górę
Ubezpieczenia
Solidne wyniki PZU mimo powodzi. Niebawem nowa strategia
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ubezpieczenia
Mało chętnych na Europejską Emeryturę