Piotr T. po śmierci żony wychowuje dwóch małoletnich synów. W czerwcu 2009 r. po powrocie ze szkoły pozwolił im pobawić się na podwórku. Sam zajął się przygotowaniem obiadu. Zachowanie synów kontrolował przez okno. W pewnym momencie młodszy z nich Mateusz wsiadł na rower i pojechał za biegnącym kolegą na sąsiednią ulicę. Wracając, wyjechał zza zaparkowanych pojazdów wprost na ulicę pod nadjeżdżający samochód.
Kierująca autem kobieta, chcąc uniknąć zderzenia z chłopcem, zahamowała i skręciła gwałtownie w prawo, uderzając w słup latarni. Potrącony chłopak doznał wstrząśnienia mózgu, auto nadawało się tylko do kasacji.
Zakład ubezpieczeniowy na podstawie polisy autocasco wypłacił kobiecie 7 tys. zł odszkodowania, a następnie wystąpił z roszczeniem regresowym do ojca chłopca. Uzasadnił, że Mateusz T. w dniu zdarzenia miał osiem lat i nie ponosi odpowiedzialności za szkodę, którą spowodował. Zgodnie z treścią przepisu art. 427 kodeksu cywilnego odpowiedzialność taką ponosi ojciec chłopca, jako osoba zobowiązana do jego nadzoru.
Sam Piotr T. bronił się, że nie można od niego wymagać, aby nadzorował każdy krok swoich dzieci, jeśli zachowanie dziecka tego nie uzasadnia. Przekonywał, że Mateusz jest grzeczny i nie sprawia kłopotów wychowawczych.
Ocena rzeczywistości przez ośmiolatka jest adekwatna do jego wieku