—Korespondencja z Londynu
Trzy dni turnieju minęły i jest jak kiedyś – w singlu została nam już tylko Agnieszka Radwańska. Jej młodsza siostra przegrała z Samanthą Stosur 3:6, 4:6, druga runda Wielkiego Szlema pozostaje dla Uli granicą nie do przekroczenia, nie tylko w Londynie, choć znów można napisać, że nie była daleko od tego sukcesu.
Australijka nie jest już tą dawną groźną dla wszystkich tenisistką, rusza się raczej dostojnie, nie śmiga pod siatkę z przesadną ochotą, tylko serwis pozostał mocny i oczywiście głęboka wiedza o taktyce gry. Polka miała szanse w drugim secie, prowadziła 3:1, Urszula Dudziak na polskiej trybunce zaciskała palce, ale jej krakowska imienniczka natychmiast została skontrowana.
Po meczu pokonana wylała parę łez, potem przyznała, że głównie ze złości na swe braki koncentracji i kaprysy wiatru. – Za rok będę tu rozstawiona i będzie mi łatwiej – mówiła już z uśmiechem, ale chyba też trochę serio, gdy pytaliśmy ją o tenisową przyszłość.
W drużynie młodszej z sióstr Radwańskich mimo porażki wreszcie widać optymizm, bo Ula jest zdrowa, z meczu na mecz gra pewniej. Spokojny i rzeczowy trener Maciej Domka wydaje się osobą właściwą dla emocjonalnej tenisistki z Krakowa.
Plany na ten rok to grać wkrótce w turniejach WTA bez eliminacji. Druga runda Wimbledonu, oprócz 47 tys. funtów premii, dała Polce pewność występu w US Open w turnieju głównym, to też się liczy. Teraz powrót do Krakowa, krótki relaks, treningi i zaraz lot do Stambułu. Taka praca.
Deblowa porażka Klaudii Jans-Ignacik i Andreji Klepac nie jest powodem do radości, ale ze względu na ich rywalki, Kimiko Date-Krumm i Franceskę Schiavone, jednak uśmiechnąć się trzeba. Wielkoszlemowy tenis w zasadzie nie jest dyscypliną dla kobiet w sile wieku, ale dzięki takim paniom dla wielu jest nadzieja – Japonka i Włoszka mają wspólnie 79 lat, a jaka w nich uciecha grania i wygrywania.