W listach do rodzin i przyjaciół relacjonują codzienne zdarzenia, by uwolnić się od własnych lęków. Za dnia, wśród kolegów, wstydzą się słabości, nie chcą pokazać bezsilności, rozpaczy i strachu przed umieraniem. A życie mogą stracić w każdej niemal chwili.
– To niewidzialne, ale wyczuwalne zagrożenie zawładnęło tymi misjami i uświadomiło mi, że śmierć jest blisko – zwierza się filmowcom jeden z amerykańskich żołnierzy. – Pisałem szybko, bo chciałem jak najwięcej opowiedzieć o swoim pobycie. Chociaż zabrzmi to dramatycznie, nie wiedziałem, jak długo jeszcze będę w stanie pisać. Ginęli urzędnicy, kucharze, magazynierzy. I ja też mogłem w każdej chwili. Zdarzenie to miałoby jednak znaczenie tylko dla jego bliskich i kolegów.
Amerykanie żyją dziś innymi problemami, a media donoszą co najwyżej o kolejnych ofiarach. Coraz bardziej zdają sobie z tego sprawę żołnierze pełniący misję w Iraku. Dla nich wojna jest rzeczywistym koszmarem, koniecznością zabijania, przeżywania strachu, samotności. Jeden napisał: „Czuję się dobrze, mamo. Jestem tylko trochę roztrzęsiony i smutny. To nie jest żadna boska misja. Żaden Bóg, Allah, Jezus, Budda czy inne bóstwo nie kazało: „Idźcie i dajcie się poszarpać na kawałki, dla dobra innych”. To czyni człowiek. To jest wojna człowieka. Nie fair, niesłuszna i nieprosta”.
[i]1.15 | tvp 2 | ŚRODA[/i]