Telewizje pokażą dwa koncerty z okazji rocznicy 4 czerwca 1989 roku – w Gdańsku (czwartek, TVP 2, godz. 19.00) i Warszawie (czwartek, Polsat, godz. 20.00). 4 czerwca jest jedną z najważniejszych dat w moim życiu. I w życiu Polaków. Okazało się, że rację miał Tomasz Sarnecki, autor plakatu wyborczego „Solidarności” – „W samo południe 4 czerwca 1989”. Gary Cooper trzyma w ręku kartkę wyborczą, a nie pistolet. Taka była filozofia „Solidarności” tamtych lat.
Od listopada 1981 roku byłem za Zachodzie. Widziałem poparcie wolnego świata dla naszego ruchu. To poparcie, szczególnie po wypowiedzeniu przez generała wojny własnemu narodowi, wynikało z faktu, że „Solidarność” domagała się kompromisu z komunistyczną władzą, nie wysuwała żądań nierealnych.
Porozumienia Okrągłego Stołu przez wielu z nas, emigrantów, traktowane były jako kolejny wybieg komunistów, którzy nigdy nie dotrzymywali danego słowa. Ale czy było inne wyjście? Tego już nikt nigdy nie sprawdzi.
Rolą emigracji było zrobić wszystko, aby wybory 4 czerwca zostały przez „Solidarność” wygrane. Wysiłek rządu emigracyjnego, Instytutu Literackiego w Paryżu, Kongresu Polonii Amerykańskiej, Kanadyjskiej i w wielu innych krajach, światowego Stowarzyszenia Polskich Kombatantów, komitetów solidarności z „Solidarnością”, zachodnich central związków zawodowych, krajowych Komitetów „Solidarności”, Biura Zagranicznego „Solidarności”... mógłbym tak długo wymieniać – zebrały dziesiątki tysięcy dolarów, zdobyły fotokopiarki, faksy i powielacze. Tylko, że od chwili ponownej rejestracji „Solidarności” nie trzeba już było ich szmuglować. Jeździły oficjalnie do Polski dla Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie.
A potem 4 czerwca siedzieliśmy w komisjach wyborczych. Jak obrzydliwie było wchodzić do konsulatów i ambasad, patrzeć na te twarze... Ale właśnie dlatego, że im nie ufaliśmy – trzeba było. I warto było.