Oglądanie telewizji od dłuższego już czasu przestało mi sprawiać przyjemność. Coraz więcej moich znajomych, gdy zepsuje im się telewizor, wyrzuca go po prostu na śmietnik i nie ma zamiaru kupić nowego. Ja ze swoim też wkrótce się rozstanę. Ponieważ jest wciąż na chodzie, postanowiłam przekazać go siostrzenicy. Może znajdzie w nim jakieś interesujące wartości. Kiedy oglądam programy poszczególnych stacji, przypomina mi się rozmowa o polskim kinie Zdzisława Maklakiewicza i Jana Himilsbacha w kultowym „Rejsie".
Przeglądając propozycje najbliższego tygodnia, znalazłam w nim kilka tych, które – jeśli będę miała czas – chętnie obejrzę. W piątek w TVP Kultura o 23.30 zauważyłam „Wielkie żarcie". Głośna na początku lat 70. zeszłego wieku artystyczna prowokacja reżysera Marco Ferreriego dziś już wprawdzie nie szokuje. Jeśli warto ją zobaczyć ponownie, to ze względu na obsadę, przede wszystkim Marcella Mastroianniego, Philippe'a Noiret czy Michela Piccoli.
Znacznie bardziej interesuje mnie francuski film obyczajowy „Paryż widziany przez..." (20.00 poniedziałek Cinemax). Sześć historii rozgrywających się w sześciu różnych dzielnicach Paryża w reżyserii twórców francuskiej Nowej Fali. Jestem ciekawa spojrzenia na to miasto i jego mieszkańców takich twórców jak Claude Chabrol czy Jean Luc Godard. Nie będę oglądać środowych „Smaków miłości", (20.10 Ale kino!), bo już je poznałam w życiu.
Ponieważ zawsze ceniłam dobre kino rosyjskie, z przyjemnością obejrzę „Cyrulika syberyjskiego" (23.40 TVP Kultura, poniedziałek). Zrealizowana z rozmachem przez Nikitę Michałkowa, pełna melancholii historia romansu Amerykanki i moskiewskiego kadeta, rozgrywająca się na tle dziejów pewnego wynalazku, wchodziła na ekrany pod hasłem „najdroższy film w historii rosyjskiej kinematografii".
Szczególnie pragnę polecić w TVP Kultura „Niedzielę z Markiem Koterskim". Bardzo lubię Marka, z radością u niego gram. Podoba mi się jego spojrzenie na świat i wielka dyscyplina i konsekwencja, z jaką opowiada swoje historie.