W niedzielę z Japonii do amerykańskiej bazy powietrznej w Osan, 60 km na południe od Seulu, zostały przeniesione niewidoczne dla radarów myśliwce F-22 Raptor. Wcześniej Amerykanie przesunęli do Korei Południowej dwa, również niewidzialne dla radarów, bombowce B-2 Spirit, zdolne do przenoszenia ładunków atomowych. Zaś w poniedziałek prezydent Park Geun-hye ostrzegła, że „jeśli dojdzie do prowokacji przeciwko Korei Południowej, ta odpowie środkami wojskowymi niezależnie od konsekwencji politycznych".
To reakcja na rozkaz Kim Dzon Una postawienia w stan gotowości rakiet atomowych wycelowanych zarówno w Seul, jak i bazy wojskowe USA w Japonii i na wyspie Guam. Komunistyczny dyktator zapowiedział także, że oba koreańskie państwa znów są w stanie wojny. – Przyszedł czas na rozliczenie rachunków z amerykańskimi imperialistami – ostrzegł dwa dni temu w trakcie nocnej narady z generalicją przywódca. – Komunistyczny reżim czuje się osaczony i uważa, że musi teraz wymusić wszelkimi sposobami ustępstwo ze strony Zachodu bo inaczej nie przetrwa – ostrzega Scott Snyder, ekspert ds. Korei w US Council on Foreign Relations.
Kryzys zaczął się na początku marca, gdy Rada Bezpieczeństwa ONZ odpowiedziała na przeprowadzenie przez Pjongjang trzeciego już wybuchu jądrowego, uchwaleniem dotkliwych sankcji gospodarczych.
Dla komunistów gorsze od ograniczenia transakcji bankowych i kontaktów handlowych było jednak to, że restrykcje poparły Chiny, ostatni sojusznik Korei Północnej. Zmiana kursu Pekinu nastąpiła przy tym w niezwykle delikatnym dla Koreańczyków momencie. Władający krajem od grudnia 2011 r. Kim Dzon Un nie czuje się pewnie. 29-letni, najmłodszy urzędujący przywódca na świecie, ma niewielkie doświadczenie polityczne. Skąpe przecieki, jakie przedostają się z zamkniętego kraju wskazują, że dowództwo armii z oporami go zaakceptowało. Kim liczy więc, że zdecydowana, wręcz pokerowa zagrywka wobec Zachodu umocni jego autorytet.
– Groźby Kima nie są puste. On chce pokazać, że jest twardym przywódcą, który decyduje o wszystkim. Ale jeśli pójdzie za daleko, sytuacja może wymknąć się spod kontroli – ostrzega Peter King, były szef komisji bezpieczeństwa wewnętrznego Kongresu.