Za szkodzenie zieleni grozić ma do tysiąca złotych grzywny lub nagana. Chodzi o miejsca inne niż te przeznaczone do rekreacji, wypoczynku czy piknikowania.
W grę wchodzi poprawienie art. 144 § 1 [link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=186056]kodeksu wykroczeń[/link]. Przewiduje on wysokie kary dla tych, którzy na terenach przeznaczonych do użytku publicznego, w miejscach innych niż wyznaczone do celów rekreacji przez właściwe organy gminy, niszczą lub uszkadzają roślinność, depczą trawnik lub zieleniec albo dopuszczają do ich niszczenia przez zwierzęta.
Miejsca dostępne dla społeczeństwa (czyli te, na których można wypoczywać bez narażenia się na karę) każdorazowo określałyby organy gminy w uchwałach publikowanych do wiadomości całej społeczności lokalnej.
"W Europie Zachodniej nagminne jest korzystanie w czasie przerw w pracy lub weekendów z miejskich trawników lub zieleńców – piszą w uzasadnieniu. – Projekt zapewni możliwość kontaktu człowieka z przyrodą, wytchnienia i rekreacji na świeżym powietrzu" – twierdzą.
Nie martwi ich nawet fakt, że otwierając zielone miejsca dla większej liczby ludzi, gminy stracić mogą na dochodach z kar, jakie nakładały za jej niszczenie. Posłowie uznali, że to mało istotna część budżetu. Np. w Płocku łączne wpływy z tytułu kar pieniężnych i grzywien nałożonych przez Straż Miejską dwa lata temu wyniosły 15 160 zł i stanowiły znikomą część budżetu.