Trener Adam Kołodziejczyk, który latem zastąpił w roli szkoleniowca drużyny narodowej Niemca Michaela Greisa, zawsze miał etykietkę człowieka, który potrafi przygotować podopieczne na najważniejszą imprezę sezonu. Jest nadzieja, że teraz będzie podobnie, bo polskie biatlonistki robią postępy, a do rozpoczęcia igrzysk zostały trzy tygodnie.
Początek sezonu był słaby, co obniżyło poprzeczkę oczekiwań. Dość powiedzieć, że dopiero w Anterselvie Polka pierwszy raz wystąpiła w biegu masowym, gdzie startuje 30 najlepszych zawodniczek Pucharu Świata. Anna Mąka zakwalifikowała się do niego dzięki 12. lokacie w biegu indywidualnym. Trzy niecelne strzały sprawiły, że dobiegła do mety na 27. miejscu.
Czytaj więcej
Quentin Fillon Maillet i Emilien Jacquelin polecą do Pekinu jako liderzy klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Więcej powodów do radości dwa tygodnie przed igrzyskami mają jednak rywale.
Liderki kadry, czyli Monika Hojnisz-Staręga i Kamila Żuk, wystąpiły tylko w sztafecie. Polki drugi raz z rzędu zajęły 10. miejsce - lepiej w tym sezonie nie było. Dobrze spisała się zwłaszcza Żuk, która była na swojej zmianie trzecia. Nasze zawodniczki w pewnym momencie biegły nawet na drugim miejscu, ale na trzeciej zmianie cztery razy w pozycji stojącej pudłowała Kinga Zbylut.
Kibice podczas rywalizacji w Anterselvie nie zobaczyły czołowych zawodniczek klasyfikacji generalnej: Norweżki Marte Olsbu Roeiseland oraz szwedzkich sióstr Hanny i Elwiry Oeberg. Nieobecność faworytek wykorzystały doświadczone rywalki. Francuzka Justine Braisaz-Bouchet wygrała bieg indywidualny, a Włoszka Dorothea Wierer - bieg masowy.