Po raz trzeci rząd nowelizuje ustawę o zmianie ustawy o narodowym spisie powszechnym ludności i mieszkań w 2021 r. Powodem są słabe wyniki Powszechnego Spisu Rolnego z 2020 r. – okazało się bowiem, że tylko ok. 20 proc. respondentów wypełniło kwestionariusz przez internet. Tzw. samospis miał być nie tylko tańszy (mniejsza liczba zatrudnionych rachmistrzów w gminach), ale i bezpieczniejszy z powodu pandemii.
Spis powszechny rozpoczyna się 1 kwietnia – miał się zakończyć przed wakacjami (30 czerwca). Rząd planował, że w zdecydowanej większości odbędzie się przez internet, a tylko w wyjątkowych sytuacjach, m.in. osoby ciężko chorej, niesamodzielnej lub nieposiadającej dostępu do komputera czy internetu, rachmistrze zbiorą dane przez telefon lub podczas osobistego wywiadu. Okazało się jednak, że Polacy, głównie mieszkańcy gmin wiejskich, nie chcą sami wypełniać formularza z pytaniami.
„W NSP 2021 wstępnie szacowano, że samospisu internetowego dokona ok. 60 proc. respondentów, ale doświadczenia Powszechnego Spisu Rolnego w 2020 r. wskazują, że może to być tylko ok. 40–45 proc. respondentów" – tłumaczy rząd w uzasadnieniu do nowelizacji ustawy.
Z pozycji stolicy wszystko jest proste
Dlatego właśnie czas spisu będzie wydłużony do 30 września. Rząd liczy na to, że pandemia będzie w odwrocie także z powodu szczepienia się Polaków. Zdaniem autora zmian w ustawie taka sytuacja „pozwoli na zbieranie danych bardzo efektywną metodą wywiadu bezpośredniego. Jednak jeszcze w miesiącach wiosennych 2021 r. możliwość wykorzystania tej metody byłaby bardzo ograniczona ze względu na prawdopodobną konieczność minimalizacji w tym okresie kontaktów społecznych z powodu ryzyka zakażenia Covid-19" – czytamy w uzasadnieniu.
Dlaczego mieszkańcy gmin wiejskich nie chcieli się spisać?