Reklama

Bogusław Chrabota: LGBTQIA+ poczeka lat pięć, a może dziesięć

Chciałbym zapytać, gdzie byliście, ludzie żyjący w związkach nieformalnych, jedno- i dwupłciowych 1 czerwca tego roku, kiedy rozstrzygało się, kto przejmie schedę po Andrzeju Dudzie? Jaki procent z was głosowało, wychyliło choćby nos z domu, skoro sprawa legalizacji związków partnerskich jest dla was tak ważna?

Publikacja: 19.10.2025 13:11

Na prezydenta Polacy wybrali turbokonserwatywnego Karola Nawrockiego i – przynajmniej co do sprawy z

Na prezydenta Polacy wybrali turbokonserwatywnego Karola Nawrockiego i – przynajmniej co do sprawy związków partnerskich – trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość.

Foto: PAP/Tomasz Gzell

Nie zadaję tego pytania w ciemno; według badań przedstawionych przez „Rzeczpospolitą” niemal 10 proc. ludzi w miastach żyje w związkach nieformalnych. Ale i na wsiach, w małych miasteczkach to niemała populacja. Gdyby cała zagłosowała, nie byłoby dziś problemu, by przyzwoity, wyważony, rozsądny projekt ustawy o statusie osoby najbliższej wszedł w życie. Ba, gdyby podpis miał składać konkurent Karola Nawrockiego, to pewnie mogłyby przejść dużo śmielsze rozwiązania i tytulatura. Stało się inaczej; wybraliśmy prezydenta turbokonserwatywnego i – przynajmniej co do sprawy związków partnerskich – trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość. Wyjątkową cierpliwość.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Związki partnerskie. Rząd pokazał nowy projekt ustawy. Co zawiera?

Czy jest szansa dla ustawy o związkach partnerskich?

„Ta ustawa nikogo nie zadowoli” – piszą komentatorzy. Owszem, nie zadowoli literalnie „wszystkich”. Przede wszystkim dlatego, że nie zostanie podpisana przez prezydenta. Ludzie z jego kręgu nawet w tej „wyważonej” wersji ustawy widzą mocny pierwiastek ideologiczny. Wychodzącą ze strony „skrajnej” lewicy (Nowa Lewica i PSL – sic!) diabelską ideę wywrócenia świętej instytucji małżeństwa.

Pardon; udają, że widzą. Bo przecież i oni mają jakieś policzalne IQ i widzą, że tak naprawdę to tchórzliwy, nijaki, skrajnie kompromisowy projekt, który – prócz tego, że pomoże jakiejś grupie ludzi w ważnych sprawach życiowych – ma pokazywać, że koalicja „dowozi” zobowiązania. I dlatego weń biją; to nic innego jak polityczna rozgrywka przedwyborcza między koalicją a Prawem i Sprawiedliwością, którego przedstawiciele wciąż dominują w otoczeniu Nawrockiego. Oni tworzą polityczny klimat, a prezydent jest „triggerem”, by uciec od polskich odpowiedników tej politycznej metafory.

Reklama
Reklama

Czy w świecie jest dziś polityczna przestrzeń dla LGBTQIA+?

Ze strony środowisk LGBTQIA+ też pomruki niezadowolenia; „Potrzebujemy ustawy o związkach partnerskich nie tylko jako prawnego umocowania relacji osób o różnych orientacjach seksualnych i tożsamościach płciowych, ale także – a może przede wszystkim – systemowego uznania, że osoby LGBTQIA+ istnieją” – czytam w komunikacie jednej z instytucji wspierających. I na tym właśnie polega problem; jedni chcą uznania, pełni praw wedle najbardziej progresywnych standardów, drudzy okopują się w świecie tradycjonalizmu i gotowi są używać czegoś więcej niż kadzidła i świeconej wody, by przepędzić LGBTQIA w czorty.

Czytaj więcej

Rzecznik TSUE: małżonkom tej samej płci w Polsce należy się chociaż transkrypcja

Tyle że ci pierwsi to mniejszość, zdecydowana mniejszość. Opisujemy to niemal codziennie w „Rzeczpospolitej”. Świat i Europa wykonują mocny dryf w prawo. Trump jest kapitanem tego statku. Nawrocki należy do jego załogi. Przed nimi jeszcze lata żeglowania po wodach światowej i polskiej polityki. Polityki spolaryzowanej, gdzie prawa mniejszości są po prostu pogardzane. I tak pewnie będzie w kwestii związków partnerskich, że poczekacie na nie pięć, a może i dziesięć lat. A może jeszcze dłużej. Chyba że to naprawdę sprawa ważna na tyle, że dojdzie do jakiegoś nagłego przełomu.

Nie zadaję tego pytania w ciemno; według badań przedstawionych przez „Rzeczpospolitą” niemal 10 proc. ludzi w miastach żyje w związkach nieformalnych. Ale i na wsiach, w małych miasteczkach to niemała populacja. Gdyby cała zagłosowała, nie byłoby dziś problemu, by przyzwoity, wyważony, rozsądny projekt ustawy o statusie osoby najbliższej wszedł w życie. Ba, gdyby podpis miał składać konkurent Karola Nawrockiego, to pewnie mogłyby przejść dużo śmielsze rozwiązania i tytulatura. Stało się inaczej; wybraliśmy prezydenta turbokonserwatywnego i – przynajmniej co do sprawy związków partnerskich – trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość. Wyjątkową cierpliwość.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Czy będzie wojna niemiecko-polska o Nord Stream?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao uczy cyberodporności
Komentarze
Marzena Tabor-Olszewska: Przyznaję się. Będę nielegalnie gotować flaki z boczniaka
Komentarze
Estera Flieger: Mazurek o małych i wielkich pięknach
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Trump ostatecznie przechodzi na stronę Ukrainy? Tego się boi Putin
Materiał Promocyjny
Stacje ładowania dla ciężarówek pilnie potrzebne
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego koalicja nie świętowała drugiej rocznicy wyborów 15 października?
Materiał Promocyjny
Transformacja energetyczna: Były pytania, czas na odpowiedzi
Reklama
Reklama