Centrum katalońskiej stolicy przypomina pole bitwy. W nocy ze środy na czwartek studenci protestujący przeciwko europejskiej reformie szkolnictwa wyższego toczyli tam boje ze stróżami porządku. Obrzucali ich czym popadło: krzesłami, stolikami i donicami z kawiarnianych ogródków, butelkami i torbami z farbą. Kilkunastu młodych ludzi trafiło do aresztu.
Karetki pogotowia kursowały w tę i z powrotem: pomocy lekarza potrzebowało ponad 80 osób, w tym 46 policjantów. Ucierpieli również studenci, przechodnie oraz paru fotoreporterów.
Wszystko zaczęło się w środę około szóstej rano, gdy autonomiczna policja (Mossos d’Esquadra) wtargnęła na Uniwersytet Barceloński, by wykurzyć kilkudziesięciu studentów okupujących rektorat od 20 listopada zeszłego roku. Część młodych ludzi spokojnie opuściła gmach, ale kilkanaścioro stawiło opór.
Tak rozpoczął się dzień zakończony regularną bitwą po manifestacji, w której – według związku studentów SEPC – uczestniczyło 5 tysięcy osób. Szef katalońskiego MSW Joan Saura, cytowany przez gazetę „La Vanguardia”, przyznał, że Mossos „mogli popełnić błędy”. Przeprosił barcelończyków, którzy doznali obrażeń podczas walk. SEPC zażądał dymisji rektora, który wezwał policję na uczelnię.
Studenci protestują przeciwko tzw. procesowi bolońskiemu, noszącemu nazwę miasta, w którym 29 państw (w tym Polska) podpisało w 1999 r. porozumienie o ujednoliceniu do 2010 r. szkolnictwa wyższego w Europie. Część hiszpańskich pracowników akademickich i studentów uważa, że doprowadzi on do merkantylizacji uczelni. Niepokoi ich m.in. zapis o dostosowaniu nauczania do potrzeb rynku pracy, który może oznaczać likwidację „niepraktycznych” kierunków, jak filozofia. Żądają publicznej debaty nad reformą.