Rz: Polonia Warszawa, która niedawno szastała milionami na transfery, dziś nie ma pieniędzy na olbrzymie pensje dla piłkarzy. W czasach PRL, gdy pan zaczynał karierę, pieniędzy na piłkę chyba nie brakowało?
Antoni Piechniczek:
Wtedy, na wzór radziecki, wszystkie kluby były przy zakładach pracy, w których to piłkarze pracowali normalnie na etatach. Oczywiście pracowaliśmy krócej niż inni (mniej więcej po cztery godziny dziennie), by mieć jeszcze czas na treningi. W latach 60. zwolniono nas z obowiązku pracy w zakładach, ale dalej oficjalnie byliśmy zatrudnieni jako robotnicy.
Dużo pan zarabiał?
Najpierw grałem w wojskowej Legii, gdzie zarobki zależały od stopnia wojskowego, a że my z Jackiem Gmochem jako jedyni nie byliśmy żołnierzami, tylko studentami, to otrzymywaliśmy wyłącznie stypendium sportowe. Dostawałem jedynie 1500 zł, więc grając w Legii, zarabiałem tylko na opłacenie akademika i przeżycie do pierwszego.