Wszyscy chcieli grać na Śląsku

Rozmowa z Antonim Piechniczkiem, byłym trenerem piłkarskiej reprezentacji Polski

Publikacja: 04.01.2013 01:14

Wszyscy chcieli grać na Śląsku

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Rz: Polonia Warszawa, która niedawno szastała milionami na transfery, dziś nie ma pieniędzy na olbrzymie pensje dla piłkarzy. W czasach PRL, gdy pan zaczynał karierę, pieniędzy na piłkę chyba nie brakowało?

Antoni Piechniczek:

Wtedy, na wzór radziecki, wszystkie kluby były przy zakładach pracy, w których to piłkarze pracowali normalnie na etatach. Oczywiście pracowaliśmy krócej niż inni (mniej więcej po cztery godziny dziennie), by mieć jeszcze czas na treningi. W latach 60. zwolniono nas z obowiązku pracy w zakładach, ale dalej oficjalnie byliśmy zatrudnieni jako robotnicy.

Dużo pan zarabiał?

Najpierw grałem w wojskowej Legii, gdzie zarobki zależały od stopnia wojskowego, a że my z Jackiem Gmochem jako jedyni nie byliśmy żołnierzami, tylko studentami, to otrzymywaliśmy wyłącznie stypendium sportowe. Dostawałem jedynie 1500 zł, więc grając w Legii, zarabiałem tylko na opłacenie akademika i przeżycie do pierwszego.

Później grał pan w Ruchu Chorzów, tam było lepiej?

Piłkarz dostawał pensję wykwalifikowanego robotnika w zakładzie pracy, któremu podlegał klub. Do tego dostawało się dodatkowo od klubu tzw. dożywianie i premie meczowe, więc w sumie w Ruchu zarabiałem mniej więcej tyle, ile wynosiły dwie pensje robotnika.

Istniały duże różnice w zarobkach w poszczególnych klubach?

Oczywiście, w końcu w śląskich zakładach zarabiało się najlepiej, z tym że w Górniku Zabrze i tak płacono dwa razy lepiej niż w hutniczym Ruchu Chorzów. Zresztą przypomnijmy sobie, ile wtedy było śląskich klubów w pierwszej lidze: siedem! Wszyscy chcieli grać na Śląsku, ale wielu musiało grać w Legii, bo jako jedyna miała ona możliwość ściągnięcia każdego młodego piłkarza: po prostu poprzez powołanie go do służby wojskowej. Legia ściągała więc najlepszych piłkarzy ze wszystkich klubów, tak wyglądały kiedyś transfery...

Nie dało się uchronić przed takim „transferem"?

Znam jeden przypadek piłkarza, który tego uniknął. To Gerard Cieślik z Ruchu Chorzów. Legia bardzo chciała Cieślika u siebie, wszystko było już prawie ustalone, ale bardzo znany śląski przodownik pracy – górnik Józef Marchewka – pojechał do sekretarzy PZPR w Warszawie i wybłagał, by nie kraść im najlepszego piłkarza. Wszyscy inni musieli co najmniej dwa lata odsłużyć w wojsku i przez ten czas reprezentować Legię.

Społeczeństwo
Kiedy wrócą opady śniegu? Najnowsza prognoza pogody IMGW na 10 dni
Społeczeństwo
Alerty IMGW i RCB dla niemal całej Polski: Uwaga na gołoledź i marznący deszcz
Społeczeństwo
Jaka będzie pogoda na początek ferii zimowych? IMGW zdradza szczegóły
Społeczeństwo
Badanie: Co drugi Polak ocenia negatywnie wpływ Ukraińców na działanie państwa
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Społeczeństwo
„Państwo w państwie”: Nieudane operacje plastyczne. Koszmar zamiast piękna
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego